Witaj czytelniku!
To będzie krótszy rozdział kuwejciego pamiętniczka: kilka dni na złapanie oddechu po irackich kilometrach, trochę miejskich spacerów nad zatoką, urodzinowa kolacja. Tu nie robimy epopei — zapisujemy po prostu, jak wyglądał nasz postój.
Pamiętajcie, to wciąż dziennik, nie przewodnik. Konkretne miejscówki i praktyczne tipy o Kuwejcie opisaliśmy osobno – tam znajdziecie listę „co zobaczyć”. Tutaj zostawiamy emocje i drogę między punktami na mapie.
Jeśli dołączyliście dopiero teraz, warto nadrobić wcześniejsze części:
- 👉 Część 1 – Z Polski do Turcji (pierwszy etap)
- 👉 Część 2 – Turcja: Stambuł, Ankara, Kapadocja, Şanlıurfa
- 👉 Część 3 – Irak: Erbil i Bagdad (plus wjazd do Kuwejtu)
Ten projekt to też ludzie po naszej stronie. Partnerzy i sponsorzy pomogli nam dopiąć sprzęt, dokumenty i trasę — bez ich wsparcia ten wyjazd po prostu by się nie wydarzył. Dziękujemy i odsyłamy do listy wszystkich osób oraz firm, które dołożyły do tego swoją cegiełkę.
To co — wskakujemy w klimat Kuwait City i jedziemy dalej.
Dzień 19: 16 września 2025, wtorek
Do Kuwejtu z poprzedniego dzienniczka już wiemy, że wjechaliśmy 14 września. 15-tego zrobiliśmy sobie dzień „kardio” po mieście i małą celebrę moich urodzin (juhuu!). Chodzenie przypomina człowiekowi, że ma nogi, a nie tylko kanapę pod tyłkiem. Przy okazji zerknęliśmy na licznik i wyszło, że w trasie przekroczymy interwał serwisowy przed umówionym serwisem w Rijadzie – i to jakieś 1500 km ponad limit. Na gwarancji to średni pomysł. Napisałem więc na WhatsAppie do oficjalnego importera BMW Motorrad w Kuwejcie, Tristar. Dogadaliśmy szybki „mini-serwis”: olej + filtr w ich warsztacie. Pod koniec dnia oddałem motocykl do nich do serwisu.
Rano, 16 września, wracam po motocykl do Tristara. Poznałem właściciela, Pana Jafara, który zrobił niespodziankę: fotka z motocyklem za usługę serwisową 😁. Parę drobnych giftów, chwila rozmowy o motocyklach i o naszej trasie. Mega miły gest – i taki, który realnie uratował nam budżet. Zabieram maszynę, podjeżdżam po Jadzię do hotelu i lecimy dalej w miasto. To, co zdążyliśmy tego dnia zobaczyć, opisaliśmy w osobnym tekście o Kuwejcie – jeśli planujecie wizytę, tam znajdziecie konkrety, miejsca i parę praktycznych podpowiedzi, jak ogarnąć to miasto bez zgrzytów.
Dzień 20: 17 września 2025, środa
🇰🇼 Kuwejt, Kuwait City -> 🇸🇦 Arabia Saudyjska, Buraidah
Tym razem wyciągnęliśmy wnioski z piekarnika między Irakiem a Kuwejtem i ustawiliśmy budzik na 4:00. Wyjazd około 4:35 nie był naszym ulubionym sportem, ale chłodniejsze powietrze robi robotę — jedzie się nieporównywalnie lepiej.
Na granicę prowadzą dwie drogi; wybraliśmy tę która była korzystniejsza dla nas czasowo w stronę Burajdy. Z tym, że po wyjechaniu spod hotelu nie zatankowaliśmy od razu – a niestety na tej drodze po wyjechaniu z miasta była jedna stacja paliw. Oczywiście na „tej jedynej” terminal kart nie chciał nas lubić. Chwila zgrzytu z obsługą, ale obok stał sklepik w budzie na pace dostawczaka – tam nasza karta przeszła. Jak oni się potem między sobą rozliczyli, nie wiemy; ważne, że mogliśmy jechać dalej. Pan jeszcze coś pomruczał do Jadzi o „problemach, jeśli karta nie przejdzie”, ale zostawmy to — paliwo w baku było, temat zamknięty.
Wyjazd z Kuwejtu poszedł błyskawicznie. Nikt już nie wracał do zamieszania z naszym Carnetem (na imporcie celnik przybił pieczątkę w niewłaściwej sekcji — zauważyliśmy to wcześniej, ale na szczęście przy wyjeździe nie zrobili z tego problemu). Wejście do Arabii Saudyjskiej też ekspres: Jadzia zeskanowała od nowa odciski palców, bo miała świeży paszport, kilka pieczątek i po wszystkim. Łącznie na obu przejściach spędziliśmy może 30 minut. Oby każda granica tak wyglądała.
Dalej zrobiło się… sennie. Temperatura była znośna dzięki wczesnemu startowi, ale organizm upominał się o drzemkę. Ratowaliśmy się polewaniem karku wodą, żonglowaniem muzyką (od techno po disco polo – desperacja level „byle nie zasnąć”) i krótkimi postojami. Ostatnia prosta do Burajdy dłużyła się niemiłosiernie, a na miejscu powtórka z rozrywki: karta nie przeszła w hotelu, więc bankomat i gotówka załatwiły sprawę. Motocykl stanął pod wejściem, pod kamerą, i po minucie już o nim nie myśleliśmy. Prysznic, coś do jedzenia, łóżko 🛌.
Jutro kierunek Al-Ula. To już zupełnie inny krajobraz i klimat, ale to opowiemy w kolejnej części dziennika.
- ⌚️ Czas jazdy: 9 godzin 28 minut;
- 🛣️ Dystans: 660 km;
- 🏍️ Średnia prędkość: 91.5 km/h
Salam alejkum
Granica za nami, pieczątki w paszportach i nowy rozdział przed nami. Nie będziemy rozciągać tego odcinka – w kolejnym wpisie lecimy prosto do Al-Uli, potem chwila pracy zdalnej w Rijadzie i zasłużony przegląd w BMW Motorrad dla Stefana. Dzięki, że jedziesz z nami – widzimy się w następnej części.
Czytaj dalej: Część 5 dziennika podrózniczego – Arabia Saudyjska
A jeśli szukasz konkretów do planowania: Al-Ula — co zobaczyć i jak to ogarnąć