Desert horizons motorcycle expedition, oman Desert horizons motorcycle expedition, oman

Oman na zakończenie – Muscat i pożegnanie z wyprawą

Desert Horizons kończy się w Omanie. Po intensywnej trasie przez Arabię Saudyjską dotarliśmy do Muskatu, a motocykl odstawiliśmy w Dubaju.

Witaj czytelniku!

Dojeżdżamy do finiszu Desert Horizons. Zaczynaliśmy w Warszawie, po drodze były Europa, Turcja, Irak, Kuwejt i Arabia Saudyjska, a metę ustawiliśmy w Omanie. Dużo asfaltu, trochę piachu, kilka granic i sporo logistyki. 

Ciekaw poprzednich historii? Zajrzyj do linków poniżej.

Dzień 30: 27 września 2025, niedziela

🇦🇪 Zjednoczone Emiraty Arabskie, Ghiyathi -> 🇴🇲 Oman, Muscat

Zryw na Oman zaczęliśmy późno — o 14:00. Dzień wcześniej wybłagane (a właściwie complimentary, to hasło wyjazdu xD) przedłużenie doby. Liczyliśmy, że po 17:00 temperatura zejdzie poniżej 40°C. Spoiler: nie zeszła.

Pakujemy graty, ruszamy spod hotelu. Okolica jak mały „Little India” — sporo ludzi się na nas patrzyło, parę uśmiechów, klasyk. Sama trasa… no, autostradowy autopilot. Plus jest taki, że lecieliśmy swoje 120–130 km/h (wiemy, że można 160, ale po co?). Minus: piekarnik znowu.

Cel pośredni: Shake Shack w Abu Dhabi — obiado-śniadanie. Moto zostawiamy na parkingu, w środku obsługa mega zajarana, fotki (bardziej oni z nami niż na odwrót xD). Kawa ze Starbucksa na wynos i wracamy do piekarnika. Jest prawie 17:00, a słońce dalej jak z suszarki. Tego dnia trochę pękłem — kierowcę dopadło zmęczenie upałem, co jest najgorszym scenariuszem. W Al Ain (bliżej 20:00) dalej 40°C nawet po zachodzie. Co jest? Zdejmuję kurtkę, bo czuję się jak w saunie. Izotoniki na stacji i walimy na granicę.

Najpierw podjechaliśmy pod przejście Hili w Al Ain — i zonk: dla obywateli GCC. Zawrót i Khatm Al Shikla. Tu dopiero zaczęły się schody. Najpierw nikt nie wiedział, jak ogarnąć pieczątki do naszego celnego druku. „Do tamtego budynku… a nie, jednak do innego… a właściwie do trzeciego”. W czwartym (z napisem Customs) pan stwierdził, że „on nie od customs”. Tak się nie będziemy bawić: albo ktoś kompetentny, albo nie wychodzimy. Trochę nerwów, 15 minut później — jest stempel. (Serio, nie róbmy z ludzi głupków).

Po stronie Omańskiej też „wesoło”. Ubezpieczenie: bariera językowa + próba policzenia nas „trochę wyżej” (spokojnie, chargeback zrobiony do właściwej kwoty). Odprawa paszportowa się przeciągała, a wisienką było czekanie na kogokolwiek, kto ogarnie Carnet. Wyglądało, jakby pierwszy raz widzieli ten dokument, choć państwo go wymaga. Końcowi celnicy — przemili, ale system organizacyjnie leży. Sumarycznie przez obie granice jesteśmy 3 godziny w plecy.

Do hotelu w Muscat dobijamy o 2:30 w nocy. Najdłuższa przeprawa tej wyprawy — na moto łącznie 12 godzin. Padliśmy jak ścięci. Łóżko mega wygodne, aż nie chciało się rano wstawać. I bonus: wilgotność. Temperatura niby niższa, ale powietrze jak mokry ręcznik — ciuchy mokre od potu i wilgoci. Dobranoc.

  • ⌚️ Czas jazdy: 12 godzin;
  • 🛣️ Dystans: 714 km;
  • 🏍️ Średnia prędkość: 97 km/h

Dzień 35: 2 października 2025, czwartek

🇴🇲 Oman, Muscat -> 🇦🇪 Zjednoczone Emiraty Arabskie, Dubaj 

O Muskacie będzie osobny tekst – jedzenie, zwiedzanie, ogólne wrażenia – tu nie kopiujemy, bo po co robić kalkę i karmić Google’a dublem. Dziś krótko o drodze i granicach, bo roboty było po kokardę.

Rano miałem jeszcze zdalny event do odpalenia w robocie (stream). Microsoft i ja – miłość toksyczna. Teams jak zwykle coś przyciął, rwało obraz i krew mnie zalewała. Na szczęście koło 14:00 się uspokoiło i można było ruszać. No… prawie. Na wyjeździe z Muskatu korek jak smok. Lecimy poboczem – część kierowców robi miejsce, inni – klasycznie, „królowie świata” w bawarskich wynalazkach.

Granica wybrana inna niż poprzednio – doświadczenie uczy. W międzyczasie na Instagramie celnik z poprzedniego przejścia granicznego zaprasza nas do rodzinnego domu(!). Mega miłe, ale nie tym razem, czas goni. Po drodze dwa krótkie postoje, żeby zerknąć, czy stream w tle dalej żyje.

Dojeżdżamy do budynku „customs”. Pusto. Cisza jak w muzeum w poniedziałek. Krótki spacer po korytarzach, nikt nas nie zauważa. Dobra, stąd bez pieczątki nie wyjedziemy, bo będzie płacz przy kolejnych granicach. Czekamy chwilę, pojawia się funkcjonariusz, prowadzi nas… do innego budynku, zero oznaczeń, zero logiki. Super, łatwo to zgadnąć, nie? xD Pieczątka wbita, jedziemy dalej.

Emiraty. Tu niby wszystko działa jak w zegarku… do momentu. Funkcjonariusz patrzy w dowód rejestracyjny i mówi, że „przeterminowany”. No jasne. Chwila tłumaczenia, co jest czym w polskim dokumencie, wszystko się prostuje, dostajemy stemple i w drogę. Po drodze skan rentgenem, formalność, jedziemy dalej.

W Dubaju meldujemy się około 21:00. Pod hotelem kilka osób ogląda nasz motocykl jak eksponat – miłe zakończenie dnia. Mamy to. Jutro zrzut motocykla do Pangaea Speed Dubai – zespół ogarnia transport/relokację i dorzucili nam zniżkę, więc dzięki!

  • ⌚️ Czas jazdy: 6 godzin 57 minut;
  • 🛣️ Dystans: 445 km;
  • 🏍️ Średnia prędkość: 90 km/h

I to już jest koniec!

Dowieźliśmy temat. 10 977 km na liczniku – wiem, wiem, do 11 000 zabrakło nam odrobiny planowania i uporu na ostatniej prostej 😂

Dzięki, że byliście z nami: na Instagramie, Fejsie i tutaj, kiedy już wróciliśmy do domu i spisujemy to wszystko na spokojnie. To Wasze wiadomości, podpowiedzi i dobre słowo trzymały nas w pionie, kiedy z nieba lał się żar.

I ważne: partnerzy. Bez Was byłoby dużo trudniej. Pełna lista i krótkie podziękowania są tutaj: 🏍️ Strona projektu Desert Horizons 2025. Dzięki za zaufanie i realne wsparcie w trasie.

To tyle od nas na tę wyprawę. Jeśli macie pytania, śmiało piszcie w komentarzach. A jeśli któryś wpis okazał się przydatny — podajcie dalej. Do zobaczenia na kolejnej trasie. 🚀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *