Kuwait, kuwait city view on buildings Kuwait, kuwait city view on buildings

Podróż do Kuwejtu – praktyczne informacje dla turystów

Kuwejt w praktyce: transport, codzienność, ceny i jedzenie. Zebraliśmy informacje, które mogą się przydać przy planowaniu podróży.

Ten wpis jest również dostępny w języku: English

Spis treści

Cześć! 👋

Po Iraku i kolejnych odcinkach pustynnej rutyny zaczęliśmy łapać się na tym, że w głowie robi się trochę ciszej. Nie dlatego, że nagle wszystko stało się „łatwe”, tylko dlatego, że wjeżdżaliśmy w etap wyprawy, gdzie napięcie zamienia się w ciekawość. Mniej znaków zapytania, więcej zwykłego podróżniczego „okej, to sprawdźmy jak tu się żyje”.

Kuwejt pojawił się na mapie jak krótki, konkretny przystanek między większymi rozdziałami. Niby kraj niewielki, a jednak z własnym charakterem i energią, którą czuć od pierwszych kilometrów. Inne tempo na drogach, inna organizacja, inny vibe miasta. I ta specyficzna zatokowa mieszanka: upał, wiatr, nowoczesne arterie i codzienność, która nie próbuje niczego udowadniać turystom.

Do państwa miasta Kuwejt wjeżdżaliśmy z nastawieniem na spokojne „zobacz i poczuj”, bez gonitwy za checklistą. No i przede wszystkim na chwilę odpocząć w hotelowym basenie 😂.

Gdzie znajduje się Kuwejt?

Kuwejt leży na północnym skraju Półwyspu Arabskiego, nad Zatoką Perską, wciśnięty między Irak od północy a Arabię Saudyjską od południa. To mały kraj na mapie, ale z bardzo „strategicznym” adresem – zwłaszcza jeśli jedziesz lądem przez region.

Geograficznie jest tu dość prosto: dużo pustynnych, płaskich terenów, długa linia brzegowa i Zatoka Kuwejcka, która historycznie dawała temu miejscu sens jako portowi i punktowi handlowemu. Na papierze to 17 820 km², czyli państwo bardziej „zwięzłe” niż rozległe, ale z ogromnym znaczeniem surowcowym.

I właśnie to położenie + ropa sprawiają, że Kuwejt często przewija się w tle współczesnej historii Bliskiego Wschodu. Nie tej sprzed tysiąca lat, tylko bardzo świeżej, którą wielu z nas pamięta z nagłówków. Kuwejt uzyskał niepodległość w 1961 roku, a Irak jeszcze przez jakiś czas kwestionował jego status i granice – to nie jest temat „zamknięty w muzeum”, tylko kawał napięć, które długo kisiły się w regionie.

Kulminacja przyszła w 1990 roku, kiedy Irak zaatakował i zajął Kuwejt, co uruchomiło łańcuch wydarzeń prowadzących do wojny w Zatoce w 1991. Dla podróżnika to jedno z tych miejsc, gdzie nagle uświadamiasz sobie, że historia pod kołami nie jest abstrakcją. Jedziesz nową drogą, mijasz nowoczesne dzielnice, a w tle cały czas jest pamięć o wydarzeniach sprzed zaledwie kilku dekad.

Jak dojechać do Kuwejtu?

Między Irakiem, Arabią Saudyjską i w ogóle Zatoką – brzmi jak mały kraj wciśnięty na siłę, ale w praktyce to bardzo wygodny punkt na trasie, jeśli jedziesz lądem przez region. I mamy wrażenie, że Kuwejt powoli próbuje wyjść z roli „tego miejsca, przez które się przejeżdża”, w stronę „tego miejsca, w którym warto się na chwilę zatrzymać”.

Turystyka tutaj nie jest jeszcze tak oczywista jak w Emiratach czy nawet w Arabii Saudyjskiej, ale widać ruch w tę stronę. Kuwejt wpisuje się w szerszą Gulf Tourism Strategy 2023–2030 i komunikuje, że chce przyciągać więcej osób także z zewnątrz regionu.  To w praktyce oznacza więcej inicjatyw, współprac i prób ułożenia tego wszystkiego w spójną ofertę – bez udawania, że nagle jest tu „turystyczna rewolucja”.

Najbardziej namacalny argument, że da się tu łatwo dotrzeć, jest prosty: lotnisko. Przez kuwejckie lotnisko w 2023 roku przewinęło się ponad 15,6 mln pasażerów, z czego prawie 7,93 mln to przyloty.

Nasza wyprawa motocyklowa

Wpadliśmy tutaj oczywiście na motocyklu, przejazdem od strony Iraku. Najbardziej oczywiste i w praktyce jedyne główne przejście lądowe między tymi krajami to Safwan po stronie irackiej, które odpowiada miejscowości Abdali po stronie kuwejckiej. Jak jesteście ciekawi naszych wrażeń, brudów z podróży – to z wielką chęcią zapraszamy Was do przeczytania naszego pamiętniczka z podróży po Iraku.

Jeśli ktoś planuje wjazd do Kuwejtu nie z Iraku, tylko z Arabii Saudyjskiej, to najczęściej w grę wchodzą dwa główne przejścia:

  • Al-Nuwaiseeb: po stronie saudyjskiej zwykle kojarzone z rejonem Al-Khafji (trasa bardziej „nadmorska”).

  • Al-Salmi: po stronie saudyjskiej powiązane z Al-Ruqi (wariant bardziej „lądowy”, często wykorzystywany tranzytem w stronę Rijadu). Wyruszając z Kuwejtu do Arabii Saudyjskiej w stronę Al Uli, jechaliśmy właśnie tym przejazdem. Wszystkie procesy przebiegły nam tam bardzo szybko i bardzo miło.

Inne środki transportu

Najprościej będzie samolotem, bo Kuwait International Airport (KWI) to normalny, duży port dla regionu, a nie jakiś… Modlin haha. W 2023 roku obsłużył ok. 15,6 mln pasażerów, więc ruch jest naprawdę spory. Na miejscu działają osobne terminale dla lokalnych przewoźników: Terminal 4 dla Kuwait Airways i Terminal 5 dla Jazeera Airways. Do tego trwa duży program rozbudowy lotniska, a nowy Terminal 2 ma zostać otwarty w 2026 roku.

Jeśli chodzi o linie, to trzonem są oczywiście Kuwait Airways i Jazeera Airways, ale lista przewoźników latających do Kuwejtu jest długa i obejmuje też znane europejskie i regionalne marki. W oficjalnym katalogu lotniskowym znajdziesz m.in. Turkish Airlines, Lufthansa, British Airways, Emirates, Etihad, Qatar Airways, flydubai czy Wizz Air.

Z Europy da się tu dolecieć bezpośrednio z wybranych miast: przykładowo z Londynu Heathrow loty są realizowane regularnie, średnio kilka razy w tygodniu. Podobnie z Frankfurtu, gdzie bezpośrednie połączenia obsługuje Kuwait Airways.  Z Polski najczęściej w praktyce wchodzi w grę przesiadka, zwykle przez Dohę lub Dubaj.

Cenowo warto mieć w głowie bardzo orientacyjne widełki. Przy lotach z Warszawy do Kuwejt City z przesiadką można się spodziewać najczęściej okolic 2500–4200 zł w zależności od terminu i linii.  Jeśli jesteś już w regionie, robi się szybciej i często sensowniej cenowo: z Dubaju masz sporo bezpośrednich opcji, a typowe ceny biletów na tej trasie w wyszukiwarkach kręcą się mniej więcej w okolicach 190–265 USD dla tańszych linii i trochę wyżej dla droższych opcji. Z Dohy to podobna historia — Jazeera potrafi być wyraźnie tańsza, a typowe widełki w wyszukiwaniach są mniej więcej w okolicach 155–260 USD.

Autobus, samochód czy stop? Teoretycznie tak, praktycznie to już wariant bardziej dla ludzi mieszkających w GCC albo dla tych, którzy naprawdę lubią overland. Da się, ale czas i logistyka potrafią zjeść cały entuzjazm. W kontekście krótkiego city-breaka samolot po prostu wygrywa.

Wizy i dokumenty

Kuwejt to był dla nas ten moment w trasie, gdzie formalności w końcu przestały być głównym tematem wieczoru. Po Iraku człowiek trochę odruchowo szuka haczyków, a tu nagle okazuje się, że wszystko da się ogarnąć dość normalnie xD.

O e-wizie do Kuwejtu mamy już osobny, dokładny poradnik krok po kroku, więc nie będziemy tu robić jego kopii. Tu tylko szybkie must know, żebyście wiedzieli, z czym to się je, zanim zaczniecie klikać albo staniecie w kolejce na granicy.

Na dzień pisania tego tekstu wygląda to tak:

  • Dla Polaków (i ogólnie obywateli UE) Kuwejt jest prosty w obsłudze turystycznej: możesz ogarnąć e-visę przez system Ministerstwa Spraw Wewnętrznych albo skorzystać z visa on arrival na lotnisku. 
  • Paszport musi być ważny co najmniej 6 miesięcy od daty wjazdu. 
  • Opłata za wizę turystyczną w tym systemie to zwykle 3 KWD. 
  • Wiza jest jednokrotnego wjazdu, a pobyt turystyczny to maksymalnie 90 dni (czyli klasyczne „do trzech miesięcy”). 
  • Jeśli wjeżdżasz lądem (tak jak my), najbezpieczniej mieć e-visę wcześniej, żeby nie robić sobie stresu w miejscu, gdzie i tak masz już do ogarnięcia ubezpieczenie, papierologię pojazdu i całą graniczną logistykę.

To jest w ogóle fajny przykład tego, jak Zatoka zaczęła „przyspieszać cyfrowo”. W 2025 roku Kuwejt dodatkowo poluzował zasady dla obcokrajowców mieszkających w państwach GCC – od 10 sierpnia 2025 mogą dostać wizę turystyczną na granicy w dowolnym punkcie wjazdu, jeśli ich rezydencja w GCC ma co najmniej 6 miesięcy ważności. Dla nas to ciekawostka, ale dla ludzi mieszkających w regionie to spore ułatwienie. 

I jeszcze jedna rzecz z kategorii „warto wiedzieć, bo można się zdziwić”:

Jeśli jesteś rodziną mieszkającą w Kuwejcie albo planujesz dłuższy pobyt, to w kraju działają zasady wymagające pisemnej zgody ojca na wyjazd dzieci z Kuwejtu. To dotyczy głównie rezydentów i expatów, nie turystów wpadających na kilka dni, ale dobrze mieć to z tyłu głowy, bo bywa egzekwowane przy wylocie. 

A w wersji „podróżniczej, uniwersalnej”: jeśli podróżujesz z dzieckiem i macie różne nazwiska albo lecisz tylko z jednym rodzicem, sensownie mieć przy sobie kopię aktu urodzenia i prostą zgodę drugiego rodzica. W 99% przypadków nikt o to nie zapyta, ale ten 1% potrafi zepsuć dzień.

Warunki drogowe

Tak jak przy systemie wizowym, o drogach w Kuwejcie też mamy osobny tekst, bo gdyby tu wrzucić wszystkie nasze notatki z jazdy, plus sensowne tipy dla ludzi w aucie i na moto, to serio zrobiłaby się z tego mała książka. Więc jeśli ktoś chce pełne mięso, to odsyłamy do rozwiniętego wpisu.

A w wersji skróconej: w Kuwejcie jeździ się po prostu dobrze. Asfalt w większości jest równy, drogi są sensownie zaprojektowane, a miasto nie sprawia wrażenia chaosu, który trzeba najpierw „odczarować”. To nie jest kraj, gdzie walczysz o przetrwanie na każdej ulicy.

Najwięcej robót spotkaliśmy bliżej przejść granicznych. Widać, że część odcinków jest poprawiana i łatana tam, gdzie asfalt był już zmęczony życiem.

Karta SIM

Tym razem poszliśmy po linii najmniejszego oporu. Wzięliśmy eSIM u pierwszego z brzegu sprzedawcy internetowego jeszcze przed wyjazdem z Bagdadu, bo zależało nam na zasięgu od razu po stronie kuwejckiej. Dwie karty z małym pakietem danych wyszły nam w promocji jakieś 20 zł, a że spędziliśmy w kraju trzy noce, to ten minimalistyczny zestaw był totalnie wystarczający.

I to jest w sumie najważniejsza rada „na trasę”: jeśli jedziesz lądem i chcesz mieć internet już na granicy, eSIM kupiony wcześniej to najwygodniejszy scenariusz. Nie kombinujesz z szukaniem salonu wieczorem, nie liczysz na Wi-Fi w pierwszym noclegu i nie jedziesz „na ślepo”.

Jeśli ktoś woli lokalną kartę fizyczną, to w Kuwejcie są trzy główne sieci: Zain, stc i Ooredoo. Najpopularniejsze pakiety prepaid dla zwykłego użytkownika bardzo często startują w okolicach 5 KWD na 30 dni. I tu ciekawostka, bo te paczki potrafią być naprawdę drogie jak na europejskie standardy:

  • Zain ma przykładową ofertę 5 KWD / 30 dni z 30 GB i lokalnymi minutami. 
  • stc ma podobny poziom wejścia cenowego, też 5 KWD za pakiet na 30 dni w wariantach „go”. 
  • Ooredoo również ma oferty kręcące się wokół 5 KWD za sensowny pakiet danych na miesiąc.

Warto tylko pamiętać o formalności: przy zakupie lokalnej karty zazwyczaj potrzebujesz paszportu do rejestracji numeru. To standard w krajach Zatoki i raczej nie ma co liczyć, że ominiesz ten etap.

Nasz nocleg w Kuwejt City

O noclegach w Kuwejcie można pisać długo, ale u nas temat był prosty: potrzebowaliśmy miejsca, w którym da się normalnie odpocząć po drodze, bez cyrków z parkowaniem moto i bez kombinowania, czy recepcja będzie miała „jakiś problem”. Wyszło bardzo okej.

Spaliśmy w Swiss-Belinn Sharq. Trzy noce kosztowały nas 1191,37 PLN, więc jak na Kuwejt i standard, który dostaliśmy, trudno narzekać. Łóżka były naprawdę wygodne, a obsługa pozwoliła nam zaparkować motocykl bezpiecznie praktycznie pod wejściem.

Śniadania? Raczej skromne. Nie było dramatu, ale też nie zapamiętamy ich jako kulinarnego highlightu wyjazdu. Za to miły bonus wpadł na moje urodziny (15 września) – mały poczęstunek od obiektu w postaci ciastka. Jadzia zjadła, bo ja mam nietolerancję laktozy xD.

No i teraz ten temat, który regularnie wraca na Bliskim Wschodzie i zaskakuje ludzi bardziej niż cena pokoju: informacja w niektórych ofertach, że para musi mieć potwierdzenie małżeństwa.

W Kuwejcie sprawa jest… niejednoznaczna w praktyce, choć oficjalne komunikaty potrafią brzmieć dość twardo. Brytyjskie travel advice wprost ostrzega, że wspólne zakwaterowanie osób niebędących małżeństwem może być uznane za nielegalne i że przy współdzieleniu pokoju można zostać poproszonym o okazanie aktu małżeństwa.  Do tego niektóre hotele mówią to wprost w swoich FAQ, powołując się na „prawo kuwejckie” i deklarując, że muszą mieć kopię dokumentu.

Jedzenie w Kuwejcie

Na parę dni shawarma nam się po prostu przejadła 😅. To ten moment, kiedy nawet najlepsza klasyka zaczyna już się nudzić. Po naszym wieczornym dotarciu do hotelu Jadźka odpaliła Talabat (aplikacja do zamawiania jedzenia), zobaczyła Taco Bell no i było wiadome już co jemy. Trochę rozpusta, trochę reset po drodze.

Ale warto powiedzieć wprost: kuchnia kuwejcka istnieje i ma swoje charakterystyczne rzeczy. To nie jest tylko wersja „tego samego co wszędzie w Zatoce”. Jest tu dużo wspólnego DNA z kuchnią regionu, ale też konkretne lokalne akcenty wynikające z historii handlu i położenia nad wodą. W skrócie: wpływy arabskie, perskie i indyjskie są tu bardzo wyczuwalne.

Jeśli mielibyśmy wskazać jedno danie, które najlepiej opowiada o Kuwejcie, to machboos. Najczęściej uznawany jest za narodową dumę kulinarną: aromatyczny ryż z przyprawami i mięsem (albo rybą).

Druga rzecz, która odróżnia Kuwejt od części sąsiadów, to silniejszy „morski” akcent. Zubaidi (silver pomfret) jest traktowany jako narodowa ryba, a dania na bazie ryb są tu naprawdę ważną częścią lokalnej tożsamości jedzeniowej, a nie tylko pozycją w menu „bo wypada”.  Dobrym przykładem jest mutabbaq samak, czyli ryba z ryżem i karmelizowaną cebulą – proste, lokalne, bardzo „stąd”.

Kantor czy bankomat?

Po Iraku ten fragment podróży był dla nas jak zdjęcie z siebie ciężkiego plecaka. Nagle okazuje się, że nie musisz polować na gotówkę, robić dziwnych wymian ani sprawdzać trzy razy, czy terminal w ogóle żyje.

W Kuwejcie spokojnie ogarniecie temat kartą. Najlepiej walutową albo przez coś, co ma sensowny przelicznik. My lecieliśmy na Curve i Revolucie i to była dobra decyzja, bo zwykła debetówka z banku potrafi na takich kierunkach zjeść trochę kasy na kursie i prowizjach. Tu naprawdę dało się płacić praktycznie wszędzie. Nawet na souqach w małych pawilonach często nie było problemu z terminalem.

A gotówka? W ogóle nie korzystaliśmy z niej. Oczywiście można ją wypłacić z wielu bankomatów – ale my nie mieliśmy takiej potrzeby.

I teraz ważny detal, który może zaskoczyć. Na niektórych stacjach paliw terminale przy dystrybutorach obsługują tylko karty Visa wydane w Kuwejcie albo ogólnie w krajach GCC. My przekonaliśmy się o tym wcześnie rano, jadąc do Arabii Saudyjskiej. Na drodze nr 70 była praktycznie jedna stacja, paliwo zaczynało się kończyć, a żadna z naszych kart nie przeszła u pracownika.

Finalnie uratował nas sklepik na kołach stojący obok. Taki dostawczak z przekąskami, napojami i losowymi rzeczami do życia. Nie są to formalne MOP-y jak u nas, tylko mobilne mini-markety, które pojawiają się tam, gdzie naprawdę mają sens. Za tankowanie zapłaciliśmy gościowi od dostawczaka, a rozliczenie między stacją zostawiliśmy im do ustalenia.

Bezpieczeństwo

Wjechaliśmy do Kuwejtu i trochę jakby ktoś ściszył tło. Po Iraku to uczucie przychodzi szybko. Mniej napięcia w głowie, mniej takiego odruchowego skanowania otoczenia. Miasto, hotel, zwykłe sprawy jak jedzenie czy dojazdy nie dawały nam żadnego powodu do stresu.

Nie chcemy jednak malować obrazka, że nie ma tu żadnych ostrzeżeń. Są, jak w całej Zatoce. Polskie MSZ podchodzi do Kuwejtu ostrożnie i sugeruje, żeby zachować czujność głównie ze względu na sytuację w regionie. Amerykańskie zalecenia są łagodniejsze. Inne kraje zachodnie też czasem podkreślają tło regionalne i teoretyczne ryzyko incydentów. Dla turysty brzmi to bardziej jak prosta zasada: miej oczy otwarte i sprawdzaj, co się dzieje w okolicy, jeśli akurat robi się politycznie głośno.

Największe ryzyko, które naprawdę czujesz na własnej skórze, jest dużo bardziej przyziemne. Upał. Wakacje i wrzesień potrafią tu dać w kość. Woda, odpoczynek, klimatyzacja w pokoju, rozsądne planowanie dnia. Na motocyklu to szczególnie ważne, bo słońce potrafi zmęczyć bardziej niż sama droga.

Do tego dochodzi styl jazdy. Na szerokich arteriach ludzie jeżdżą dynamicznie, czasem z rozmachem, który na europejskich nawykach może zaskoczyć. Nie odebraliśmy tego jako zagrożenie, raczej jako sygnał, że warto jechać spokojnie, defensywnie i nie liczyć na to, że każdy będzie przewidywał manewry tak jak my.

Dużo spokoju dały nam też kwestie formalne. Przed wjazdem upewniliśmy się w ambasadzie Kuwejtu w Polsce, a na miejscu mieliśmy kontakt z naszą ambasadą. Obie strony były pomocne i konkretne. To nie jest coś, co opisuje bezpieczeństwo ulicy, ale świetnie wpływa na komfort w podróży.

Klimat i warunki pogodowe

Nie ma tu wielkiej filozofii. Kuwejt ma klimat pustynny, a lato potrafi być bezlitosne nawet dla ludzi, którzy myślą, że już widzieli upał. Sucho, jasno, gorąco i długo. W oficjalnych danych kuwejckiej meteorologii widać, że latem maksima potrafią kręcić się w okolicach 45–46°C, a rekordy są jeszcze wyższe.

Najbardziej ludzki sezon to mniej więcej późny październik do kwietnia. Wtedy da się normalnie chodzić po mieście, robić zdjęcia bez topienia się w kasku i planować dzień bez taktyki survivalowej.

Zimą jest dużo przyjemniej. Kuwejcka strona meteo opisuje ten okres jako wyraźny spadek temperatury, trochę chmur i deszczu oraz chłodniejszy wiatr z północnego zachodu.

Wiosna i jesień to taki złoty środek. Nadal ciepło, nadal sucho, ale jeszcze bez tego momentu, kiedy człowiek wychodzi na zewnątrz i natychmiast żałuje. Jeśli ktoś celuje w komfort, a jednocześnie nie chce zimowych wieczorów, to listopad, luty, marzec i początek kwietnia brzmią jak rozsądny kompromis.

Warto też pamiętać o wietrze i kurzu. Shamal, czyli silny północno-zachodni wiatr, potrafi przynieść burze pyłowe w Iraku i krajach Zatoki, w tym w Kuwejcie.

Co warto zobaczyć w Kuwejcie?

Warto to otwarcie napisać – Kuwejt nie jest takim krajem, gdzie planujesz tydzień zwiedzania i i tak zostaje ci lista rzeczy na potem. I to mówimy bez złośliwości 😃. Po prostu to inny typ miejsca. Bardziej spokojny, bardziej na złapanie oddechu w trasie, niż na gonienie atrakcji od rana do nocy.

Nam to pasowało. Zwłaszcza po pierwszych tysiącach kilometrów podróży. Kuwejt City daje fajne poczucie porządku i przewidywalności. Możesz tu spędzić 2–3 dni, dobrze zjeść, pospacerować, popatrzeć na Zatokę i poczuć, że organizm w końcu odpoczywa.

👉 Jeśli chcecie gotową listę miejsc z mapką w głowie i naszymi krótkimi wrażeniami, to zrobiliśmy osobny wpis o atrakcjach Kuwejtu. Wrzuciliśmy tam to, co faktycznie ma sens przy krótkim pobycie i co nam realnie dobrze zagrało w trasie. Najlepiej potraktować go jak szybki plan na 1–3 dni bez szukania na ślepo.

Nasze podsumowanie

Zanim przejdziemy do wrażeń z samego kraju, musimy zacząć od podziękowań, bo bez tego ten etap wyprawy wyglądałby zupełnie inaczej.

Ogromne dzięki dla Pani Konsul RP w Kuwejcie za pomoc w weryfikacji naszych notarialnych papierów dotyczących motocykla w leasingu. Jedna konkretna rozmowa telefoniczna potrafi uspokoić głowę bardziej niż pięć forów i dziesięć sprzecznych opinii. Dziękujemy też Ambasadzie Kuwejtu w Warszawie za wsparcie i ekspresową legalizację dokumentów. A już po naszym powrocie miałem jeszcze okazję spotkać się z Ambasadorem Kuwejtu w Polsce, żeby opowiedzieć o wyprawie i o tym, jak wygląda takie podróżowanie od środka.

Wielkie podziękowania lecą też do Tristar, oficjalnego importera BMW Motorrad w Kuwejcie, za bezpłatny serwis naszego motocykla na trasie. Takie gesty naprawdę zostają w pamięci. Listę pozostałych partnerów, dzięki którym udało nam się zrealizować Desert Horizons 2025, wrzuciliśmy na osobną stronę projektu.

A sam Kuwejt? Bardzo przyjemny przystanek. Spokojniejszy, bardziej uporządkowany, mniej nastawiony na robienie wrażenia na siłę. Trochę jak Katar w tej swojej „niekrzyczącej” wersji Zatoki. Nie jest to kraj, w którym nagle znikasz na tydzień i codziennie robisz dziesięć nowych rzeczy, ale na 2–3 dni odpoczynku w trasie działa świetnie. Daje fajny reset po bardziej wymagających odcinkach.

Gdy jeszcze kiedyś będziemy przejeżdżać przez Bliski Wschód motocyklem, chętnie damy mu więcej czasu. Na początek było po prostu dobrze.

No i tyle. Czas lecieć dalej, bo kolejne kilometry nie przejadą się same. Następny odcinek naszego pamiętnika Desert Horizons 2025 prowadził już do Arabii Saudyjskiej, a na mapie czekała Al Ula. Jeśli macie pytania albo potrzebujecie pomocy w tematach formalnych, piszcie śmiało. Jeśli będziemy mogli coś podpowiedzieć z praktyki, to podpowiemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *