Ten wpis jest również dostępny w języku:
English
Spis treści
Cześć! 👋
Fajnie, że tu jesteś. Jeśli trafiasz tu po raz pierwszy – witamy na pokładzie. W 2025 roku ruszamy w największą podróż, jaką do tej pory zaplanowaliśmy: Desert Horizons 2025 – motocyklem z Polski aż do Omanu.
Skąd taki pomysł? Z ciekawości i z nudy latania samolotem. Zazwyczaj przylot, wypożyczalnia, objazd i do domu. Tym razem chcemy przygodę od drzwi do drzwi. Motocyklem. Nietypowo, trochę na przekór temu, co „wypada” wziąć na urlop.
Pomysł zaczął kiełkować po zakupie naszej pierwszej Yamahy Tracer 7. Potem przyszły filmy Roberta Czeruckiego na YouTube (pozdrawiamy — powrót z Dubaju do Polski przez Afganistan? szacun!) i dodał nam odwagi przykład Szymona Bogdanowicza, który udowodnił, że „Stomik może”. Byliśmy już parę razy na Bliskim Wschodzie, ale na mapie wciąż świeciły trzy białe plamy: Irak, Kuwejt i Oman. I tyle nam wystarczyło. Zanim ten kierunek stanie się „oklepany”, decyzja zapadła: jedziemy.
Dlaczego Bliski Wschód i dlaczego motocyklem?
Nie jedziemy „tylko do Omanu”. Jasne, to nasz finał i miejsce, gdzie zatrzymamy się dłużej, ale cała droga jest dla nas równie ważna. Kapadocja, Ankara, Irak z Erbilem i Bagdadem, szybki skok do Kuwejtu, Arabia Saudyjska z Rijadem i Al Ulą – każdy z tych punktów ma swoje miejsce w planie. To właśnie miks tych miejsc sprawia, że ta podróż ma sens.
Motocykl? Bo chcemy inaczej niż zwykle. Zamiast lotu i wypożyczalni – droga od drzwi do drzwi. To wolność decyzji, kontakt z ludźmi i miejscami, których nie poznasz zza szyby auta. Czasem też zmęczenie i ból tyłka – ale w tym pakiecie dostajesz historie, których nie kupisz w biurze podróży.
Na początku rodzina patrzyła na nas z lekkim niepokojem – Irak, Arabia czy Oman nie brzmią jak klasyczny kierunek wakacyjny (z resztą świat to nie tylko turystyka masowa w Tajlandii czy Włoszech). Dziś trzymają za nas kciuki. Znajomi z kolei są tak nakręceni, że momentami mają w sobie więcej ekscytacji niż my.
A jeśli chodzi o sam wyjazd – większość kosztów pokrywamy sami, ale nie jesteśmy zupełnie na własną rękę. Kilku partnerów i wspierających dorzuciło swoją cegiełkę: jedni rabatem, inni usługą, a dwóch większych partnerów także kawałkiem budżetu. Wszystkim podziękowaliśmy na stronie wyprawy.
Trasa w skrócie
W drogę ruszamy 29 sierpnia 2025 o 16:30. Do dyspozycji mamy prawie 40 dni i konkretną datę powrotu – bilety z Dubaju do Warszawy już czekają. Plan jest rozpisany, ale bez spiny: jeśli coś będzie trzeba przesunąć albo ominąć, to przesuniemy i ominiemy.
Europa będzie tylko rozgrzewką – przejazd przez Słowację i Bułgarię, głównie na spanie i tankowanie. Prawdziwa przygoda zaczyna się w Turcji: większy przystanek w Ankarze, dalej Kapadocja. Potem wjeżdżamy do Iraku (Erbil i Bagdad), krótki epizod w Kuwejcie, a dalej Arabia Saudyjska – Al Ula i Rijad są wysoko na liście. Z Arabii skoczymy na szybki nocleg do Abu Dhabi, a finałem będzie Oman z bazą w Maskacie.
Powrót? Mniej romantyczny – motocykl poleci frachtem z Dubaju, a my samolotem do Warszawy.
Co może pójść nie tak?
Pewnie sporo. Takie wyprawy mogą pójść gładko od startu do mety – ale trzeba część rzeczy przewidzieć w trakcie wyjazdu, ale też nie być zaskoczonym jak np. pęknie opona w trasie.
Motocykl w leasingu to kolejny temat. Zwykły wyjazd wakacyjny w Europie – żaden problem. Ale kiedy chcesz przekraczać granice Europy, nagle każdy papier ma znaczenie. Upoważnienia, tłumaczenia przysięgłe, legalizacje. Zanim w ogóle dostaliśmy potrzebne zgody, przez ponad pół roku byliśmy zbywani przez firmę leasingową. Sprawa ruszyła dopiero wtedy, gdy odezwaliśmy się publicznie do Pani Prezes na LinkedIn. Teraz mamy dokumenty, ale niesmak pozostał – a i tak nie ma gwarancji, że gdzieś na granicy ktoś nie stwierdzi, że brakuje słowa albo podpisu po lewej stronie kartki.
Do tego dochodzą rzeczy przyziemne: upał na Bliskim Wschodzie, zmęczenie wielogodzinną jazdą, awarie sprzętu w miejscu, gdzie nie ma serwisu BMW za rogiem. Jedna guma na odludziu – i plan dnia się rozsypuje.
Nie nastawiamy się na czarny scenariusz, ale wiemy, że nie wszystko da się przewidzieć. To w końcu część tej przygody – czasem droga sama zdecyduje, jak ma wyglądać.
Jak jedziemy, gdzie śpimy i jak nas śledzić
Plan mamy policzony w kilometrach, ale nie z linijką w ręku. Jedziemy minimalistycznie, żeby bagaż nie przerósł motocykla – i żeby zostało trochę miejsca na pamiątki. Zamiast namiotu wybieramy hotele. We wrześniu klimatyzacja brzmi lepiej niż walka z upałem w śpiworze.
A jak to wszystko śledzić? Nie chcemy robić z wyprawy reality show z lokalizacją co pięć minut. Będzie za to sporo zdjęć, rolek i stories – czyli to, co najfajniej oddaje klimat trasy. Wszystko wrzucimy na naszego Instagrama i Facebooka, a podsumowania etapów znajdziesz tam, gdzie zwykle – damy znać tuż przed startem.
Podsumowanie i… trochę na serio
Na stronie głównej projektu ➡️ Desert Horizons 2025 ⬅️ znajdziesz wszystko, co najważniejsze: mapę trasy, listę artykułów, aktualny status wyprawy, nasz sprzęt, formalności i partnerów. To taki punkt dowodzenia, do którego zawsze możesz wrócić, jeśli coś Ci umknie w socialach albo chcesz sprawdzić, na jakim etapie jesteśmy.
A na sam koniec – jasne, nie jedziemy bić rekordów ani udowadniać czegokolwiek. Szukamy drogi, historii i ludzi, bo to zostaje w głowie na dłużej niż liczba przejechanych kilometrów. Jeśli czujesz podobny klimat, zostań z nami i zobacz, jak nam pójdzie. A jeśli kiedyś sam ruszysz w podobną trasę i po pierwszym tygodniu będzie bolała Cię pupa – uwierz, to całkiem normalne. 😅