This post is also available in:
English
Spis treści
Cześć! 👋
W tym wpisie skupimy się na tym, co udało nam się zobaczyć podczas kilku dni w Kiszyniowie i okolicach – dzielimy się naszymi wrażeniami z konkretnych miejsc, które odwiedziliśmy, i podpowiadamy, co naszym zdaniem warto wpisać na listę. Nie będzie tu przewodnika z Wikipedii, tylko nasze subiektywne polecajki.
Jeśli jeszcze nie czytaliście naszej relacji z wypadu do Kiszyniowa, zdecydowanie polecamy zacząć właśnie od niej, klikając w ten link – tam opisaliśmy nasze ogólne wrażenia z Mołdawii, klimat miasta, transport, jedzenie i to, co nas zaskoczyło (zarówno pozytywnie, jak i… mniej 😉).
Łuk Triumfalny
Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy w Kiszyniowie, był Łuk Triumfalny – stojący dumnie przy głównej ulicy miasta, dokładnie naprzeciwko katedry i siedziby rządu. Trudno go przeoczyć, bo choć niewielki w porównaniu z paryskim odpowiednikiem, to prezentuje się naprawdę okazale. Został zbudowany w latach 1840–41, a cała jego konstrukcja ma 13 metrów wysokości i zdobiona jest klasycznymi kolumnami. W środku znajduje się dzwon odlany z tureckich armat zdobytych podczas wojny rosyjsko‑tureckiej – jeśli ktoś lubi takie historyczne smaczki, warto się zatrzymać i przyjrzeć z bliska.
Spacer w tamtej okolicy to dobry pomysł na rozpoczęcie zwiedzania – jest sporo przestrzeni, nieliczne grupki turystów, a sam Łuk można obejść z każdej strony, bez żadnych biletów czy kolejek. To po prostu element miejskiego krajobrazu, który spokojnie można wpleść w spacer po centrum. Wieczorem wygląda szczególnie ładnie, gdy podświetlenie podkreśla jego kontury i zegar zawieszony u góry. Nie jest to może punkt obowiązkowy na liście “must-see Europy”, ale daje fajny kontekst do dalszego odkrywania miasta.
Sobór Narodzenia Pańskiego
Tuż obok Łuku Triumfalnego w sercu Parku Katedralnego, trafiliśmy na Sobór Narodzenia Pańskiego – neoklasyczną świątynię, której sylwetka z kopułą i filarami robi naprawdę wrażenie, nawet bez napinki. Powstała w latach 1830–1836 według projektu Avraama Melnikova, a dziś stoi jako symbol przetrwania – przeszła zniszczenia w czasie II wojny, została zamieniona na galerię sztuki za czasów ZSRR, a później przywrócono jej dawną świetność wraz z odbudową wieży dzwonniczej w 1997 roku.
Wnętrze – jeśli lubicie takie miejsca – warto zobaczyć. Wspaniale odrestaurowane, ze złoceniami, ikonostasem i freskami rodem z prawdziwego cerkiewnego przepychu. A co najlepsze – wejście jest darmowe i można oglądać bez pośpiechu (tylko trzeba uszanować chwilę ciszy podczas nabożeństw). Kobiety muszą zakryć swoją głowę.
Nam spodobało się to, że oprócz symbolicznego charakteru i historii, Sobór otacza ładna zieleń – Park Katedralny, ławki, spokój. To takie miejsce, gdzie można chwilę usiąść i pomyśleć, że jesteśmy w mieście, które, mimo przeszłości i trudności, ma w sobie coś wznioślejszego.
Pomnik św. Stefana Wielkiego
Zlokalizowany tuż przy bramie do Parku Stefana Wielkiego, ten okazały pomnik to obowiązkowy punkt na trasie każdego spaceru po centrum. My trafiliśmy tam podczas drogi do parku – trochę w deszczu.
Monument postawiono w latach 1925–27, został odsłonięty 29 kwietnia 1928 roku – to był hołd dla wielkiego średniowiecznego władcy Mołdawii, który walczył z Turkami i dzięki któremu kraj zachował niezależność. Rzeźbiarz Alexandru Plămădeală wykonał go z brązu pochodzącego z tureckich armat.
Pomnik ma ok. 5,2 m, stoi na solidnym cokole z piaskowca wielkości ok. 6 m i jest otoczony zielenią Parku Stefana Wielkiego – to taki naturalny punkt orientacyjny, przy którym często spotykają się mieszkańcy lub turyści robią pamiątkowe zdjęcie. Warto wiedzieć, że monolit ten nie raz był przenoszony – m.in. podczas wojny radzieckiej odesłano go do Rumunii, a potem z powrotem.
Ulica Eugena Doga
To spokojna, krótka uliczka w samym centrum Kiszyniowa – zamieniona na deptak i nazwana na cześć znanego mołdawskiego kompozytora, Eugena Doga. Ma niespełna 250 metrów, ale wygląda dość schludnie: bruk, latarnie, parę drzew, kilka kawiarni z ogródkami i charakterystyczna rzeźba na wejściu – „Pomnik Dwójki Kochanków”.
Trafiliśmy tam raczej przypadkiem, idąc od strony Placu Katedralnego. Akurat padało, więc nie było zbyt wielu ludzi. Sam klimat? Dość spokojny, bez fajerwerków – ot, sympatyczna uliczka na krótki spacer, gdzie można przysiąść na ławce albo złapać coś do picia.
Nie jest to atrakcja, która robi „wow”, ale jeśli jesteście w okolicy – warto zajrzeć, choćby na chwilę.
Artcor
Artcor to nowoczesny hub kreatywny ukryty w dziedzińcu Akademii Sztuk Pięknych – zdecydowanie wyróżniający się na tle klasycznej zabudowy w centrum Kiszyniowa.
Z zewnątrz rzuca się w oczy bryła ze stali i surowego betonu, zewnętrznymi schodami prowadzącymi na zielony dach‑taras. Budynek o powierzchni ponad 800 m² powstał w 2019 r. według projektu Maksima Calujaca i otrzymał nagrodę BIG SEE Architecture Award 2020.
Choć do środka nie weszliśmy, widzieliśmy zapowiedź nowoczesnej przestrzeni – warsztatów, stref coworkingowych i przestrzeni wystawienniczych – które mają zachęcać młodych artystów, freelancerów i organizatorów eventów.
Muzeum Historii Miasta Kiszyniów
Tuż przy Str. Mateevici traficie na budynek dawnej wieży ciśnień – dziś pełni funkcję muzeum miejskiego. Z zewnątrz wygląda niepozornie, ale już sama struktura ma swój urok – spory mur z klinkieru, a w środku… no właśnie.
Kilka konkretów:
- Bilet kosztuje około 50 MDL (ok. 10 zł) dla dorosłych; uczniowie i studenci płacą mniej – 20 MDL; dzieci do lat 7 – wstęp wolny. Można płacić kartą.
- Budynek ma 27 metrów wysokości i dawniej służył jako wieża ciśnień, zanim został przerobiony na muzeum miejskie po remoncie w 2013 roku.
- Wjazd windą jest możliwy tylko do przedostatniego poziomu – resztę trasy na punkt widokowy trzeba pokonać spiralnymi schodami. Na górze czeka panorama na centrum oraz zielone okolice.
- W środku zobaczycie stałą ekspozycję ukazującą rozwój miasta od XV wieku. Wszystkie opisy są tylko po rosyjsku lub rumuńsku – angielskiego nie uraczymy tutaj.
Park Valea Morilor
Jeśli macie ochotę pójść dalej niż sam Łuk Triumfalny i Katedra, to Park Valea Morilor to przyjemny przystanek – możecie tam dojść pieszo.
Park powstał w 1950 roku jako „Central Park of Culture and Leisure of the Leninist Komsomol”, z wodą i kaskadami – projekt Roberta Kurza. Zajmuje aż 114 ha, a jezioro ma około 34 ha. Odbudowane w 2016 roku schody kaskadowe – z 218 stopniami – są teraz wizytówką parku, sięgającą wyżej niż słynne schody Potemkina w Odessie.
Jest tu też amfiteatr „Green Theater”, molo, wypożyczalnia łodzi, a latem nad jeziorem pojawia się piaszczysta plaża – miejscowi korzystają z tych atrakcji chętnie, a park tętni wtedy życiem.
Schody Kaskadowe
Jeśli chcecie poczuć oddech zieleni niedaleko centrum, Schody Kaskadowe w parku Valea Morilor to jeden z tych miejsc, które naturalnie wpadają w oko. To imponujący ciąg tarasów z wodospadami i fontannami, prowadzący w górę ku punktom widokowym nad jeziorem – idealnie odrestaurowany, choć wciąż bez płatnego biletu i z klimatem miejskiego relaksu.
Schody mają ich około 292 ustawione w sekwencji tarasowej, z miejscami do siedzenia i oświetleniem, które wieczorem tworzy przyjemną atmosferę . Sam park został zaprojektowany jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku, a kaskady i trawniki dostały nowy blask dzięki rewitalizacji z 2016 roku – wtedy też przeszły gruntowny remont, który sprawił, że wyglądają świeżo, mimo upływu lat.
Pomnik Lenina
Po drugiej stronie parku, schowany między terenami Expo i alejkami Parku Valea Morilor, znajdziecie pomnik Lenina – dosyć nieoczywisty i… no cóż, dość “średni” estetycznie. Krążąc po parku, traficie na niego raczej przypadkiem – trzeba podejść trochę bocznym traktem.
Statua pierwotnie stanęła przed budynkiem Rady Ministrów w 1949 roku, ale w 1991 została przestawiona właśnie do Valea Morilor, gdzie stoi do dziś – choć widać, że minęły już lepsze czasy: fragmenty cokółu są popsute, a całość wygląda, jakby ktoś zostawił ją na pastwę czasu.
Cmentarz Ormiański w Kiszyniowie
Po wizycie przy pomniku Lenina przesiadaliśmy się do trolejbusu i dojechaliśmy do Cmentarza Ormiańskiego – miejsca, które lubimy odwiedzać za granicą, bo pokazuje lokalną historię i klimat inaczej niż uczęszczane trasy turystyczne.
To jeden z najstarszych i największych cmentarzy w Kiszyniowie. Usytuowany przy ul. Alexei Mateevici, ma około 10 hektarów i sięga korzeniami aż do 1811 roku. W środku stoi kaplica Cerkwi Wszystkich Świętych, wybudowana w 1818 roku. Na nagrobkach można zobaczyć unikatowe rzeźby, portrety zmarłych wyryte w kamieniu.
Nie wchodziliśmy do środka kaplicy, bo była zamknięta. Cmentarz dostępny jest zwykle bez biletów i można spokojnie obejść alejki. To nie jest typowa atrakcja – nie zobaczycie tam tłumów – ale warto poczuć, jak wygląda pamięć i religijność lokalnej społeczności.
Kompleks memorialny „Wieczność”
To miejsce naprawdę robi wrażenie – ogromny z symboliczną kompozycją poświęconą żołnierzom radzieckim poległym podczas operacji Iaszy‑Kiszyniów w 1944 roku. Pomnik odsłonięto 9 maja 1975 r. z okazji 30. rocznicy zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, a w 2006 r. przeszedł renowację.
W centralnym punkcie kompleksu stoi 25‑metrowa piramida uformowana z pięciu stylizowanych bagnetów (każdy odpowiada jednemu rokowi wojny: 1941–1945), a u jej stóp płonie wieczny ogień w środku pięciokątnej gwiazdy – to wizualne i emocjonalne serce tego miejsca. Wokół rozchodzą się aleje marmurowych tablic z nazwiskami ofiar, a na bocznych stelażach nad wejściem wyrzeźbiono sceny symbolizujące różne etapy wojny – jest odświętnie, ale bez przaśnego patosu.
Kompleks otoczony jest zadbaną zielenią, w którą wkomponowano szeroki plac. Wejście jest bezpłatne.
Monaster Ciuflea
Znajdujący się niedaleko galerii handlowej Atrium oraz dworca kolejowego – trafiliśmy do Monasteru Ciuflea, jedynego czynnego żeńskiego klasztoru w Kiszyniowie. Postawiony w 1858 r. przez braci Ciufli, zyskał eklektyczną, biało‑błękitną bryłę zakończoną dziewięcioma złoconymi kopułami – wręcz przyciąga spojrzenia.
Wstęp jest bezpłatny, ale warto pamiętać o odpowiednim stroju: kobiety zakładają chusty, ubrania muszą zasłaniać ramiona i kolana. Wewnątrz zachowały się grobowce założycieli – Teodora i Anastasie Ciufli – co dodaje miejscu trochę mistycznego klimatu.
Zoo w Kiszyniowie
Ogród zoologiczny odwiedziliśmy bardziej z ciekawości niż z przekonania – skoro i tak byliśmy w pobliżu, postanowiliśmy zajrzeć. Miejsce ma dobrą ocenę w Google (ok. 4.6/5), ale naszym zdaniem to dość mocno naciągane – klatki są raczej niewielkie, niektóre zwierzęta wyglądały na przygaszone, a całość sprawiała wrażenie nieco przestarzałej. Samo zoo istnieje od 1978 roku, rozciąga się na 25 hektarach i według oficjalnych danych można tu zobaczyć ponad tysiąc zwierząt różnych gatunków – ale nie liczcie na efekt “wow”. Za to ceny biletów są bardzo przyjazne – normalny kosztuje zaledwie 30 lei (czyli nieco ponad 6 zł), dzieci do 7 lat i osoby z niepełnosprawnościami wchodzą za darmo. Można zapłacić kartą płatniczą.
Dojazd jest bezproblemowy, można tu łatwo dotrzeć autobusem lub trolejbusem. My potraktowaliśmy tę wizytę jako krótki przerywnik, raczej na spokojny spacer niż intensywne zwiedzanie.
Panorama Otovasca
Ostatniego dnia, zanim wsiedliśmy do wieczornego samolotu, postanowiliśmy sprawdzić, czy znajdziemy lepszy punkt widokowy na miasto. Wpadliśmy na Panorama Otovasca – łatwo dojechać tu trolejbusem (do przystanku str. Meșterul Manole), a potem krótki spacer zaprowadzi do miejsca bez biletu i bez tłoku.
Z góry można zobaczyć rozległą panoramę Kiszyniowa, w tym nowoczesne bloki, główne arterie i drzewa – nawet dostrzegliśmy widoczny na horyzoncie ciemny dym nad miastem, bo akurat coś się paliło tego dnia. To bardziej „miejski widok” niż klasyczny punkt widokowy, ale jeśli macie chwilę przed wylotem – warto podjechać.
Piata Centrala
Jeśli pamiętacie bazary jak Stadion Dziesięciolecia w Warszawie czy targowiska w mniejszych miastach — tu można poczuć dokładnie to samo. Piața Centrală to największy rynek w Kiszyniowie, działający od XIX wieku. Z zewnątrz ma charakter typowy dla takiego targu: żadne turystyczne udawanie, tylko prawdziwe stoiska, tony warzyw, owoców, mięs, serów i rupieci – każdy może tu znaleźć coś innego.
My weszliśmy tam bardziej z ciekawości niż nastawienia na zakupy. Od razu uderzyło nas, jak autentycznie to miejsce wygląda – tłumy miejscowych, którzy targują się między stoiskami, zapach kiszonek i ciepłego chleba.
To zdecydowanie nie punkt turystyczny na Instagramie, ale miejsce, które budzi nostalgię – jak podróż w czasie do lat 90., na targowisko, które nie udaje turystycznego show. Warto tu zajrzeć chociaż na chwilę, żeby poczuć, jak żyją miejscowi, jak handlują, i zobaczyć kawałek autentycznej mołdawskiej codzienności.
Piwnice win Cricova
Jednym z najbardziej pamiętnych punktów naszej podróży była wycieczka do podziemnego świata win w Cricovej. Zwiedzanie trwało około półtorej godziny i obejmowało zarówno labirynt korytarzy, półki z tysiącami butelek, jak i eleganckie sale degustacyjne. Nie ma tu możliwości wejścia „z ulicy” – wizytę trzeba wcześniej zarezerwować na konkretną godzinę. Do wyboru są wycieczki z przewodnikiem w języku rumuńskim, angielskim lub rosyjskim.
Cricova to nie tylko piwnice – to wręcz podziemne miasto, które powstało w dawnych kopalniach wapienia. Już od 1952 roku funkcjonuje jako jedna z największych tego typu atrakcji na świecie. W swoich chłodnych korytarzach skrywa około 1,3 miliona butelek wina – od wyjątkowych roczników, jak butelka z 1902 roku, po kolekcje win przypisane znanym postaciom, takim jak Angela Merkel czy Władimir Putin. Niektóre z nich zostały im podarowane lub pozostawione podczas wizyt dyplomatycznych.
System tuneli ma długość około 120 km, choć część z nich to strefy magazynowe. Przez cały rok panuje tam stała temperatura 12–14°C i bardzo wysoka wilgotność (97–98%), co czyni to miejsce idealnym do przechowywania win musujących produkowanych metodą klasyczną. I faktycznie – mimo że na zewnątrz było ciepło, w środku przydała się nam bluza.
Za zwiedzanie z degustacją zapłaciliśmy około 90 zł od osoby. Na miejscu można bez problemu zapłacić kartą.
Do Cricovej można dojechać z Kiszyniowa autobusem nr 2 – bilet kosztuje jedynie 6 lei (czyli około 1,30 zł). Z przystanku do wejścia trzeba jeszcze dojść pieszo, około 15 minut, ale spacer jest całkiem przyjemny.
Dworzec kolejowy
Dworzec kolejowy w Kiszyniowie to nie tylko ładny zabytkowy budynek – to niemal wehikuł czasu. Pierwsze drewniane zaplecze pojawiło się w latach 70. XIX wieku, a obecna murowana wersja powstała pod koniec tej dekady – z uroczym, dużym łukowym wejściem, kolumnami i ceglaną fasadą. Pierwszy pociąg ze stacji wyruszył w sierpniu 1871 roku, łącząc wtedy Kiszyniów z Odessą.
Dziś jest to spokojne miejsce, które wywołuje mocne déjà vu – szczególnie jeśli pamiętacie okolice Warszawy Zachodniej sprzed kilku dekad. Sam budynek dworca to całkiem ładna, historyczna konstrukcja z czasów carskich, która robi wrażenie – ale wystarczy wyjść kilka kroków poza perony, by szybko zejść na ziemię. Otoczenie jest mocno zaniedbane, z klimatem, który raczej nie zachęca do spacerów. Trochę handlarzy, trochę szemranych typów, trochę przytłaczającego chaosu – słowem: miejsce, które lepiej oglądać za dnia i raczej z konkretnym celem niż turystyczną ciekawością.
Podsumowanie
Kiszyniów może nie błyszczy na europejskiej mapie turystycznych hitów, ale właśnie w tym tkwi jego urok. Nie znajdziesz tu tłumów z przewodnikami w ręku, selfie-sticków przy każdej fontannie ani wyśrubowanych cen za byle kawę. Zamiast tego dostajesz coś autentycznego – mieszankę postsowieckiego klimatu, cichej gościnności i kilku miejsc, które naprawdę potrafią zaskoczyć. To miasto, które nie próbuje być modne – ono po prostu jest. A czy wrócilibyśmy jeszcze kiedyś? Pewnie nie po więcej zabytków, ale na kieliszek Cricova – bardzo możliwe.