Saudi arabia, al ula habitas and jadzia on swimming pool Saudi arabia, al ula habitas and jadzia on swimming pool

Al Ula – jak wygląda pobyt w tej części Arabii Saudyjskiej

Al Ula w Arabii Saudyjskiej to wyjątkowy region. Sprawdź, jak dojechać, gdzie spać i jak zaplanować pobyt, by w pełni wykorzystać wizytę.

Ten wpis jest również dostępny w języku: English

Spis treści

Cześć! 👋

Jeszcze na etapie planowania naszej wyprawy motocyklowej z Polski do Omanu wiedzieliśmy, że chcemy specjalnie zahaczyć o Al Ula. Ogólnie to ta miejscówka była już na tapecie u nas od dawna — głównie przez to, jak to miejsce wygląda na zdjęciach i filmikach. Jadzi miała na to największe parcie, ale ja też byłem ciekawy, czy na żywo robi to taki efekt jak w socialach, czy to tylko dobrze ustawiona kamera i montaż.

Do tej pory Arabia Saudyjska kojarzyła nam się bardziej miejsko, bo wcześniej byliśmy w Rijadzie i Dammam. Tym razem wjechaliśmy tu już na kołach, po konkretnych kilometrach i godzinach za kierownicą, więc klimat od startu był inny: mniej „przylot-hotel-miasto”, a bardziej droga, przestrzeń i taki spokojniejszy tryb łapania miejsca.

Zapraszamy na nasz praktyczny opis tego miejsca z perspektywy podróży na własnych kołach. Będzie o logistyce, noclegach, jedzeniu, internecie i kilku rzeczach, które dobrze wiedzieć przed przyjazdem. Znowu będzie sporo zdjęć, bo inaczej się po prostu nie da xD

Gdzie leży Al Ula?

Jeżeli będziecie szukać tej miejscowości na mapie, to celujcie w północno-zachodnią część Arabii Saudyjskiej, w prowincji Al Madinah (czyli tej od Medyny). Al Ula siedzi w dolinie znanej historycznie jako Wadi Al-Qura, czyli „Dolina Wiosek” – i to tłumaczy, czemu w środku pustynnego krajobrazu nagle robi się zielono: oaza, pola i palmy ciągną się pasem przez dolinę. 

I teraz ważne rozróżnienie, bo „Al Ula” bywa używane w dwóch znaczeniach: jako miejscowość (miasto) oraz jako dużo większy obszar administracyjny (region).

W liczbach wygląda to tak: sama miejscowość Al-Ula miała w spisie 2022 około 40 760 mieszkańców. Cały region Al-Ula w 2022 miało około 60 103 mieszkańców i powierzchnię około 19 840 km².  

RCU (Royal Commission for Al-Ula czyli instytucja zarządzająca rozwojem tego regionu) z kolei często komunikuje skalę „krajobrazową” AlUla jako 22 561 km² – różnica wynika z tego, jak dokładnie liczy się granice i co wrzucamy do Al-Ula w materiałach promocyjnych.

Dojazdowo to ni w pięść, ni w oko – totalnie nigdzie po drodze 😂. Dla skali: stolica regionu leży mniej więcej 325 km na północ od Medyny. A do tego dochodzi fakt, że atrakcje są porozrzucane po sporym terenie – to nie jest jedno centrum i trzy uliczki.

Ta dolina od dawna była „przystankiem z wodą” w bardzo realnym znaczeniu. W okolicy Dadan (jedno z kluczowych stanowisk archeologicznych regionu) archeolodzy i RCU podkreślają, że to był ważny hub handlu i rolnictwa stojący na trasie tzw. szlaku kadzidlanego (incense route). 

Drugi konkret, który dobrze ustawia lokalizację: około 20 km na północ od miasta leży Hegra (Mada’in Salih) – pierwszy obiekt UNESCO w Arabii Saudyjskiej. UNESCO opisuje to jako największy zachowany kompleks Nabatejczyków na południe od Petry, z monumentalnymi grobowcami z I w. p.n.e. i I w. n.e.

Jak dotrzeć do Al-Ula?

Dojazd do Al-Uli to już pół przygody. Jak już pisaliśmy wyżej – region leży trochę na boku głównych tras, ale sieć dróg jest tu ogarnięta naprawdę porządnie – asfalt równy, stacje paliw w miarę sensownych odstępach. Z większych miast Arabii Saudyjskiej to konkretne dystanse: z Rijadu wychodzi około 1000 km, jakieś 11-12 godzin jazdy samochodem w zależności od przerw, a z Dżuddy mniej więcej 700 km, jakieś 7-8 godzin drogi. Z Medyny jest już bliżej – w granicach 330 km i około 5 godzin jazdy.

W naszym przypadku Al Ula była jednym z ważniejszych punktów całej trasy z Polski do Omanu, więc nie wpadliśmy tu „po drodze”, tylko specjalnie w tę stronę skręciliśmy. Wjazd od strony Burajdy, dalej przez Ha’il i potem drogą nr 70 aż do Al Uli – cały odcinek naprawdę przyjemny, momentami tylko trochę monotonny, bo horyzont potrafi się nie zmieniać przez dobrych kilka–kilkanaście kilometrów.

Motocyklem albo samochodem

No dobra, trochę teraz o nas. Dojechaliśmy tu na dwóch kołach, w ramach Desert Horizons 2025 – z Polski przez Słowację, Bałkany, Turcję, iracki Kurdystan, Bagdad, Kuwejt i dopiero potem Arabia Saudyjska. Na tym tle odcinek Burajda – Ha’il – Al Ula to już „autostrada relaksu”: równy asfalt, szerokie pobocza, sensownie oznaczone zjazdy.

Dojazd własnym pojazdem od dowolnej strony wygląda podobnie – im dalej od dużych miast, tym mniej ruchu, za to więcej długich prostych odcinków. Samochodziarze mają tu oczywistą przewagę: klimatyzacja robi swoje, szczególnie w cieplejszych miesiącach. My wpadliśmy we wrześniu i na motocyklu było już bardzo konkretnie… CIEPLUTKO XD

Samochód (własny albo z wypożyczalni) daje w tym regionie najwięcej wolności. Między atrakcjami często jest kilkadziesiąt kilometrów, a wiele miejsc leży w dolinach i bocznych odnogach, gdzie komunikacja zbiorowa zwyczajnie nie dociera. W planach road tripu z Rijadu albo z wybrzeża warto od razu założyć dłuższe przeloty dzienne, ale za to paliwo w Arabii Saudyjskiej wciąż należy do najtańszych w regionie. 

Przy pomyśle: bierzemy auto w Rijadzie i robimy objazdówkę po kraju dobrze zajrzeć też do naszego osobnego wpisu o wynajmie samochodu w Arabii Saudyjskiej – tam rozpisaliśmy, na co zwracać uwagę w umowie i co może zaskoczyć przy odbiorze auta.

Inne środki transportu

Nie każdy musi tu docierać na kołach. W Al Uli działa lotnisko Prince Abdul Majeed bin Abdulaziz (kod ULH) – niewielkie, ale nowoczesne. Obsługuje zarówno loty krajowe, jak i kilka połączeń międzynarodowych. Według aktualnych rozkładów lata stąd pięć linii (m.in. Saudia, Flynas, flydubai, Qatar Airways i Royal Jordanian), w tym do Rijadu, Dżuddy, Dammamu, Dubaju, Dohy i Ammanu.

Na samym lotnisku i w mieście da się też ogarnąć auto z wypożyczalni. Działają tu m.in. lokalne firmy polecane na oficjalnej stronie turystycznej regionu oraz sieciówki, które mają swoje punkty przy Prince Abdul Majeed bin Abdulaziz Airport.

Istnieje również opcja bardziej budżetowa – autobusy dalekobieżne. Przewoźnik SAPTCO obsługuje połączenia między większymi miastami a Al Ula; w praktyce chodzi głównie o trasy typu Rijad-Al Ula czy Dżudda-Al Ula, które potrafią zająć odpowiednio około 12-16 godzin jazdy. Autobus da się uznać za opcję ekonomiczną, ale trzeba nastawić się na długi dzień (albo noc) w trasie i mniejszą elastyczność na miejscu – bez wynajętego auta później i tak trudno ogarnąć większość atrakcji.

Wizy i dokumenty

Gdy ktoś przylatuje do Arabii Saudyjskiej na któreś z głównych lotnisk, Al Ula nie dokłada żadnych swoich specjalnych wymogów. Wystarczy ogarnąć normalne wejście do kraju – ta sama wiza, te same zasady. eVisa turystyczna pozwala poruszać się po całej Arabii Saudyjskiej, z wyjątkiem miejsc zastrzeżonych tylko dla muzułmanów (Mekka, część Medyny). 

Dokładnie rozpisaliśmy to w osobnym artykule o wizach do KSA, tutaj tylko szybkie „long story short”.

Co jest potrzebne w praktyce (turysta z PL / UE):

  • paszport ważny co najmniej 6 miesięcy w momencie wjazdu do Arabii Saudyjskiej,
  • wiza turystyczna: eVisa albo Visa on arrival (Polska i większość UE jest na liście krajów uprawnionych).

Podróż z dzieckiem, gdy jest tylko jeden rodzic

Tu wchodzi trochę mniej oczywisty temat. Samą wizę turystyczną dla dziecka ogarnia się razem z dorosłym, ale przy kontroli granicznej i na etapie odprawy lotniczej bardzo często pojawia się kwestia zgody drugiego rodzica.

Dla przykładu – saudyjskie linie w swoich zasadach dla podróży z dziećmi wprost wspominają o zgodzie w formie oświadczenia od drugiego rodzica, z którym dziecko normalnie mieszka – szczególnie gdy maluch leci tylko z jednym opiekunem albo z kimś innym niż rodzice. 

Przy wjeździe do Arabii Saudyjskiej dla nieletnich podróżujących bez obojga rodziców dobrze mieć przy sobie:

  • notarialne upoważnienie (najlepiej po arabsku, ale w tym przypadku powinno wystarczyć po angielsku) podpisane przez drugiego rodzica,
  • kopię paszportu drugiego rodzica,
  • akt urodzenia dziecka potwierdzający relację.

Warunki drogowe

O drogach w Arabii Saudyjskiej rozpisaliśmy się już w osobnym artykule – tam jest cały pakiet: ograniczenia prędkości, styl jazdy lokalnych kierowców, kontrole, mandaty i to, czego spodziewać się na długich przelotach przez pustynię. Tutaj dorzucamy to, co przyda się konkretnie pod Al Ulę.

Do samego regionu dojeżdża się po naprawdę porządnych drogach. Od strony Burajdy i Ha’il lecieliśmy głównie pustynnymi odcinkami – jeden pas w każdą stronę, równy asfalt. Nuda w sensie widoków potrafi być konkretna, ale technicznie jeździ się komfortowo. U nas spokojnie dało się utrzymać stałe tempo (średnio gęsto miedzy 100, a 120 km/h).

Im bliżej Al Uli, tym bardziej widać, że region jest dopieszczany pod turystykę: wjazdówki są dobrze oznaczone, ronda i skrzyżowania przy mieście mają czytelną organizację ruchu, a miejskie ulice trafiają się w naprawdę dobrym stanie. Gdzieniegdzie są jeszcze znaki tylko po arabsku, ale raczej większość to już arabsko-angielskie oznaczenia drogowe.

Na kilku rzeczach warto się jednak skupić:

  • Na wylotówkach z miasta wielbłądy potrafią pojawić się przy drodze, a w nocy sytuacja robi się mało zabawna. Zwierzę jest wysokie, ciemne i słabo widoczne. Znaki ostrzegawcze pojawiają się sporo wcześniej, więc jak widzicie „camel warning”, to uważajcie;
  • fotoradary stoją przy wjazdach do miejscowości i na dłuższych prostych – szare budki, średnio rzucające się w oczy. Dobrze trzymać się lokalnych limitów, bo Arabia Saudyjska dość konsekwentnie korzysta z automatycznych mandatów;
  • przy Starym Mieście parking zorganizowano tak, że auto zostawia się na parkingu północnym albo południowym i dalej jedzie się busem – wzdłuż samego zabytkowego centrum obowiązuje zakaz parkowania.

Karta SIM i Internet

Tu zaczyna się ciekawsza część historii niż „kupiliśmy kartę i działało” 😅

Do Arabii Saudyjskiej wjechaliśmy już z eSIM-em kupionym u jednego ze sprzedawców online. Powód był prosty: przejazd z Kuwejtu do Burajdy o nieludzkiej godzinie, zmęczenie, nowy kraj, granica lądowa – polowanie o 6 rano na stoisko z kartami SIM brzmiało jak przepis na nerwy, a nie na podróż.

Na starcie sieć przydzieliła nas do Zain KSA. I tu lekko się cofnęliśmy w czasie – zasięg na trasie bywał jak w Polsce kilkanaście lat temu: telefon łapie sieć, ale internet to bardziej „szukanie pola” niż normalne LTE.

Dopiero po wygaśnięciu pakietu na tym eSIM-ie przesiedliśmy się na innego wirtualnego operatora, który korzystał z nadajników Mobily – wtedy zaczęło to wyglądać normalniej. Odcinki, gdzie wcześniej z Zainem mieliśmy ledwo 2G/3G w porywach, przy Mobily wskakiwały w dużo sensowniejsze LTE/5G i ogólnie było czuć różnicę.

Na rynku komórkowym w Arabii Saudyjskiej rządzą trzy sieci:

  • STC – największy operator w kraju, ma największy udział w rynku i najszersze pokrycie, także poza dużymi miastami.
  • Mobily – drugi co do wielkości gracz, często chwalony za sensowny balans ceny do jakości, rozsądne pakiety danych i niezłą sieć w miastach.
  • Zain KSA – trzeci operator, mocno inwestuje w infrastrukturę i chwali się dużym pokryciem ludności, ale nie zawsze przekłada się to na komfort w bardziej pustynnych odcinkach.

W samej Al Uli szału jednak nie było ani na jednym, ani na drugim. Z naszej perspektywy wygląda to tak, że region wciąż dogania wymagania turystyczne pod kątem internetu. Na ekranie telefonu pojawia się 4G/5G, ale gdzieś po drodze powstaje wąskie gardło – sygnał jako tako jest, ale internet zamula.

Nie jest też tak, że wszystko stoi w miejscu. RCU i STC ogłosiły partnerstwo dotyczące infrastruktury w samym regionie Al Ula – STC ma tam rozbudowywać i ogólnie wzmacniać cyfrowy kręgosłup tej okolicy. To ładnie wygląda w komunikatach i raczej faktycznie się dzieje, ale na etapie, na którym my byliśmy, efekt końcowy był jeszcze daleki od „pracuj tu spokojnie na Teamsach”.

Nasze noclegi w Al-Ula

Z noclegami można zrobić pełną skalę: od „tanio, byle było gdzie położyć głowę” po „luksus tak odklejony, że portfel płacze jeszcze tydzień później”. W mieście jest sporo mieszkań i apartamentów – na Airbnb ceny startują mniej więcej od 30-40 EUR za noc, zależnie od standardu i lokalizacji.  A po drugiej stronie skali stoją takie miejsca, gdzie cena za noc potrafi przeskoczyć kilka stówek euro i spokojnie dobić do widełek 350-600 USD+ za domek w głównym resorcie.

My zrobiliśmy miks: najpierw trzy noce w mieszkaniu w mieście, potem jeden strzał w stronę „pustynnego luksusu” w Caravan by Habitas.

Mieszkanie w mieście

Na start wzięliśmy zwykłe mieszkanie w samym mieście, przy jednym z meczetów. Zero fajerwerków, żadnego „wow”, po prostu duży lokal, który miał spełnić swoją funkcję: przespać się, ogarnąć pranie, odpocząć po trasie.

W praktyce wyglądało to tak:

  • łóżko z kategorii „da się, ale drugi raz byśmy się zastanowili”,
  • pralka niby jest, ale już miejsca na rozwieszenie ubrań zabrakło. Kreatywność level suszymy gdzie popadnie,
  • kuchnia obecna, ale bez wyposażenia do gotowania, więc bardziej dekoracja,
  • wisienka na torcie: brak Wi-Fi. Mój błąd przy rezerwacji, nie doczytałem. Wieczorne YouTube’y zjadły nam sporo transferu z karty, która i tak działała jak chciała.

Do tego dochodziła kwestia motocykla: nie mieliśmy żadnego zadaszonego miejsca, więc kombinacje z przykrywaniem ręcznikiem haha, parkowaniem w zacienionym miejscu.

Ale… było tanio. Trzy noce zamknęły się w okolicach 500 PLN, płacone gotówką. Czy było super? Było tanio. Czy było komfortowo? Było tanio. I to jest główny argument za tym miejscem.

Caravan by Habitas – pustynny kamper za milion wrażeń

To teraz wchodzimy na inny poziom. Jadzia od dawna miała zajawkę, żeby przespać się na pustyni w kamperze, więc pole manewru miałem mniej więcej takie, jak motocykl na piachu – niby można się wycofać, ale po co 😅 

Caravan by Habitas to nie jest kemping w stylu „Fiat Ducato przerobiony na kamper”. To glamping w pełnej definicji tego słowa: błyszczące Airstreamy ustawione w dolinie Ashar, między skałami, z prywatnymi tarasami i widokami, przy których człowiek siedzi i po prostu się gapi. Oficjalnie to 22 przyczepy z klimatyzacją, własną łazienką, małą częścią dzienną, aneksem i prywatnym deckiem.

Dla nas to była pierwsza noc w takim kamperze. Jadzi średnio podobało się, że blacha pracuje i wszystko słychać inaczej niż w normalnym pokoju, ale sama koncepcja – wyjście wieczorem na taras, gwiazdy, cisza – robiła robotę. Szkoda tylko, że była to jedna noc, bo z tego typu miejscem człowiek chętnie zostałby odrobinę dłużej.

Za noc w kamperze, ze śniadaniem, wyszło nam około 900 PLN. I to poza sezonem. Patrząc na oficjalne widełki, w bardziej obleganych terminach ceny potrafią wystrzelić dużo wyżej – a główny resort Habitas AlUla w Ashar Valley potrafi kosztować okolice kilkuset euro za noc, przy 96 luksusowych willach, basenie infinity, spa i całym tym festiwalu „pustynnego luksusu”.

Sam kompleks jest trochę odsunięty od miasta, więc kwestia jedzenia wygląda tak:

  • śniadanie na miejscu – smaczne, ale czas oczekiwania przypominał bardziej „slow life” niż „szybki serwis”,
  • kolacje: na terenie stoją food trucki, gdzie można coś zjeść, ale ceny są już absolutnie „pod turystę premium”.

W pewnym momencie Jadzia miała ochotę mi urwać głowę za ciągłe komentarze o cenach, ale tak to wygląda: Al Ula w tych luksusowych miejscach gra dość jasno – portfel ma się nie odzywać.

Do Caravan by Habitas dorzucony był też dostęp do basenu w głównym kompleksie domków. Ten słynny basen z Instagrama, gdzie dziewczyny spacerują po takim „wodnym chodniku” w długich sukienkach, to właśnie tam. Sam basen – no jak basen, woda. Ale widok, klimat – no zajebisty.

Za to cała logistyka dotarcia z kampera do tego basenu była… męcząca. Transfer, przesiadka, kolejny melex – po drodze człowiek czuje się trochę jak paczka w sortowni. Z jednej strony fajnie, że to w ogóle udostępniają, z drugiej – nie jest to „wyskoczę na chwilę popływać i wracam”.

Internet? No tak jak wspomnieliśmy Wam wyżej – średnio. W kamperach mieliśmy mobilny router dostarczony od obiektu, ale łącze nie działało…

Czy warto? W naszym odczuciu – tak. Nie codziennie, nie na tydzień, nie za każdą cenę. Ale raz w życiu taki nocleg w kamperze na pustyni, z widokiem na skały – warto zaliczyć.

Wille w głównym Habitasie za okolice 5k za noc to już dla nas zdecydowanie poziom „odklejony”. Sam kamper za 900 zł poza sezonem uznajemy za szaleństwo, które było warte tej jednorazowej zachcianki.

Wyżywienie

Z jedzeniem w Al-Uli jest trochę inaczej niż w dużym mieście typu Rijad czy Dżudda. Knajp nie ma tu na każdym rogu, ale głodny nikt nie chodzi – zwłaszcza miłośnicy kurczaka 😅 My głównie żyliśmy właśnie na shawarmach + raz wpadła pizza.

W praktyce najwięcej dzieje się w okolicach Old Town i AlJadidah Arts District. Tam są typowe restauracje. Skorzystajcie ze strony Experience AlUla, aby wybrać sobie swoje ulubione miejsce – podrzucamy Wam tutaj link. Da się znaleźć dobrze budżetowe miejsca 😉 

Przy większych atrakcjach często stoją food trucki. Pod Elephant Rock działa np. Salt z burgerami i milkshake’ami, typowy „instagramowy” food truck w pustynnym otoczeniu.

Druga strona skali to fine dining. Na dachu Marayi działa Maraya Social – restauracja Jasona Athertona, z nowoczesną kuchnią w stylu „sharing plates” i kategorią cenową $$$–$$$$.  Do tego dochodzą restauracje w resortach typu Our Habitas AlUla czy Banyan Tree (Tama, Harrat), które widoki mają genialne – ale ceny adekwatne do pięciogwiazdkowego resortu, a nie do przydrożnego baru.

Gotówka: Kantor czy bankomat?

U nas sprawa była prosta: prawie wszystko robiliśmy kartą. Ani razu nie było sytuacji, że musieliśmy biegać po mieście z pytaniem „gdzie tu w ogóle wymienić pieniądze?”. Dobra – no raz musieliśmy, tylko po to aby zapłacić właścicielowi za wynajem mieszkania. I to tyle.

Arabia Saudyjska jest mocno przestawiona na płatności bezgotówkowe. W większości obiektach, restauracjach, sklepach czy przy atrakcjach bez problemu zapłacicie kartą Visa czy Mastercard. American Express bywa trochę mniej popularny. 

Kantorów nie znaleźliśmy na mieście. Być może na lotnisku jest taki, ale nie korzystaliśmy i nie widzieliśmy go.

Bezpieczeństwo

Al Ula była jednym z tych miejsc, gdzie człowiek po prostu czuje się spokojnie. Zero spiny, zero kombinowania, czy kask zniknie z motocykla, jak zostawimy go na lusterku. Największą „atrakcją” byliśmy my sami, jak ludzie interesowali się i patrzyli na nas skąd przyjechaliśmy.

Arabia Saudyjska ogólnie ma niski poziom przestępczości. Największe ryzyko w naszym odczuciu to nadal drogi i styl jazdy części lokalnych kierowców – o tym pisaliśmy już wcześniej przy warunkach drogowych. Trzeba mieć oczy dookoła głowy przy wyprzedzaniu i nie zakładać, że każdy respektuje ograniczenia prędkości tak samo, jak my byśmy chcieli. Znaczy redukują – przy fotoradarach. 😁

Od strony „formalnej” Royal Commission for AlUla pilnuje, żeby cała turystyka była prowadzona w miarę cywilizowanie – przewodnicy, touroperatorzy i atrakcje podlegają licencjom i regulacjom, które mają zapewniać bezpieczeństwo i sensowny standard obsługi.

Klimat i warunki pogodowe

Cały region leży w typowym klimacie pustynnym: bardzo gorące lato, suche powietrze, minimalne opady i spore różnice temperatur między dniem a nocą. Jak poszukacie statystyk klimatycznych – to można zobaczyć, że najgoręcej jest od końcówki maja do końca września – w tym okresie średnia dzienna maksymalna temperatura przekracza 34–35°C, a w szczycie lata (sierpień) dobija do ok. 40–41°C w dzień. Zimą jest zaskakująco przyjemnie: w styczniu średnie maksima kręcą się koło 20–21°C, a noce potrafią spaść w okolice 6–8°C.

Z punktu widzenia normalnego turysty najbardziej komfortowy okres to mniej więcej październik-marzec. Wtedy poranki są rześkie, popołudnia ciepłe, ale jeszcze nie „zabójcze”, a wieczorami da się spokojnie siedzieć na zewnątrz bez uczucia, że ktoś właśnie skierował na ciebie suszarkę przemysłową. W tym okresie temperatury maksymalne przeważnie mieszczą się w przedziale 20–30°C, w zależności od miesiąca, przy bardzo niewielkich opadach (zwykle kilka milimetrów w skali miesiąca).

Wrzesień, kiedy tu dotarliśmy, to jeszcze pełnoprawna „patelnia”. Średnia maksymalna temperatura dla tego miesiąca oscyluje wokół 40-42°C, a początek miesiąca potrafi dobijać do 39-40°C w dzień.  Po drodze mieliśmy w trasie takie przelotowe 36-38°C, ale im bliżej samego regionu, tym szybciej na liczniku pojawiało się równe 40°C i więcej. Na długie spacery w środku dnia to już nie jest specjalnie fajna temperatura – bardziej walka o to, żeby się nie roztopić.

Rytm dnia też się przez to zmienia. W ciągu dnia, nawet poza głównym sezonem, miasto potrafi wyglądać na pół uśpione: mało ludzi na ulicach, ruch raczej symboliczny, wszystko jakby w trybie „pauza”. Dopiero po około 16:00 powoli zaczyna się budzić: robi się trochę chłodniej (dziwnie brzmi przy 38 stopniach xD), otwierają się knajpy. 

Co warto zobaczyć w Al-Ula?

Tu dopiero zaczyna się zabawa, ale… nie będziemy teraz robić z tego przewodnika po każdej skale i każdym punkcie widokowym. Oficjalne poradniki, które poszukamy sobie sami w necie, to lista miejsc dłuższa niż przeciętny urlop haha.

👉 Dlatego wszystko, co nam udało się ogarnąć na miejscu, wrzuciliśmy do osobnego wpisu 👈 – takiego spokojnego „co warto zobaczyć w Al-Ula”, z konkretnymi miejscówkami, naszymi wrażeniami, logistyką i zdjęciami. Nie ma tego aż tak dużo, spokojnie 😊 Chyba że planujecie tu dwa tygodnie, wtedy po prostu dołóżcie swoje odkrycia i koniecznie dajcie znać w komentarzu, co jeszcze udało się obczaić ciekawego.

Tak, Hegra też jest na liście – bez niej ten wpis nie miałby sensu 😉

Nasze podsumowanie

Cały region od kilku lat ciągle rośnie – nowe hotele, kolejne projekty, dopieszczane atrakcje – a obok tego wciąż masa zwykłej pustyni i tych kosmicznych formacji skalnych, przy których człowiek czuje się trochę jak na marsjańskiej wycieczce testowej. Nie ma co kręcić: jest tu po prostu bardzo ładnie i Al Ula dorzuciła Arabii kolejną cegiełkę do naszej listy „chcemy więcej”.

Jest jednak druga strona medalu, o której będę ja, Filip, uparcie przypominał: to kierunek mocno nastawiony na turystów z portfelem. RCU oficjalnie buduje tu markę „hyper-luksusowej” destynacji, średnie wydatki na osobę już teraz są wyższe niż zakładali, a inwestycje i hotele w stylu Habitas czy Banyan Tree celują raczej w gościa, który nie pyta, ile dokładnie kosztuje noc z basenem między skałami.

Dla „normalnego” podróżnika z Europy to wciąż da się ogarnąć: są mieszkania w mieście, obiady za sensowne pieniądze, czy po prostu zwykłe sklepy. Z drugiej strony widać bardzo wyraźnie, że Arabia w tym regionie testuje, jak daleko można pociągnąć premium turystykę na pustyni.

A jeżeli chodzi o nas – to kolejny spokojnie odhaczony punkt na mapie, ale nie w takim sensie „dobra, zaliczone i zapominamy”. Raczej: fajnie tu jeszcze wrócić kiedyś w lepszej porze roku, zobaczyć, co nowego dobudowali i jak ten cały luksusowy plan się ułożył. A Arabia Saudyjska dalej ma przed nami duuuużo do pokazania – Al Ula to jeden z tych bardziej spektakularnych przystanków w dłuższej historii odkrywania kraju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *