This post is also available in:
English
Spis treści
Cześć! 👋
Podróżowanie w czasach pandemii? Jeszcze kilka lat temu nikt z nas nie wyobrażał sobie, jak bardzo zmieni się świat i ile wysiłku będzie trzeba włożyć, żeby wyjechać na zasłużony urlop. Dziś, z perspektywy czasu, wracam do wspomnień z 2021 roku, kiedy udało mi się wyrwać z pandemicznej rzeczywistości i zanurzyć w tropikalnym klimacie Phuket, korzystając z programu Phuket Sandbox.
To nie była typowa podróż. Testy na COVID-19, stosy dokumentów, aplikacje do śledzenia zdrowia i ciągłe sprawdzanie restrykcji – wszystko to sprawiało, że już samo planowanie wyjazdu przypominało wyzwanie. Każdy etap wymagał dokładności i cierpliwości, a stres związany z możliwością odwołania lotu czy zmianą zasad był na porządku dziennym.
Mimo tego, gdy w końcu dotarłem na Phuket, poczułem, że cały ten wysiłek miał sens. Wyspa, zazwyczaj pełna turystów, odkrywała swoje spokojniejsze, bardziej autentyczne oblicze. Puste plaże, ciepłe powitania lokalnych mieszkańców i wyjątkowa atmosfera miejsca na nowo pozwoliły mi docenić uroki podróżowania.
Ten wpis to kolejny etap retrospektywnej opowieści o podróżach w czasach pandemii. Phuket Sandbox to tylko pierwszy przystanek tej tajskiej przygody, której kolejne etapy zaprowadziły mnie na Koh Chang i do Bangkoku.
Gdzie znajduje się Phuket?
Phuket to największa wyspa Tajlandii, położona na południowym krańcu kraju, na Morzu Andamańskim. Znajduje się na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Malajskiego, około 860 km na południe od Bangkoku. Wyspa jest połączona z lądem mostem Sarasin, co umożliwia wygodny dojazd samochodem. Phuket jest znane z pięknych plaż, turkusowych wód, bujnej dżungli oraz bogatej oferty turystycznej, w tym luksusowych resortów i lokalnych targowisk.
Procedury i wymagania
Podróżowanie podczas pandemii to była prawdziwa przeprawa. Świat nagle zamknął swoje granice, a każdy wyjazd wymagał nie tylko ogromnej cierpliwości, ale też precyzyjnego planowania. Azja, która zazwyczaj była otwarta na turystów z całego świata, nagle stała się niemal niedostępna. Tajlandia, mimo swojej popularności, również ostrożnie podchodziła do tematu otwierania się na przyjezdnych. Wtedy pojawił się program Phuket Sandbox, który dawał nadzieję na powrót do podróżniczej normalności – choć w nowej formie.
Pierwotnie Phuket Sandbox wymagał od turystów spędzenia 14 dni na wyspie przed możliwością dalszego zwiedzania kraju. Brzmiało to jak kwarantanna w tropikalnym raju, ale wiązało się z wieloma formalnościami – testy PCR przed wylotem, ubezpieczenie zdrowotne na wypadek COVID-19, rezerwacja hoteli SHA+ i kolejne testy już na miejscu. Na szczęście zasady programu ewoluowały, a Tajlandia zaczęła dostosowywać się do zmieniającej się sytuacji.
W sierpniu 2021 roku wprowadzono Phuket Sandbox 7+7 Extension, który pozwalał na skrócenie pobytu na Phuket do 7 dni, a następnie spędzenie kolejnego tygodnia w wybranych regionach, takich jak Krabi czy Surat Thani. Jednak jeszcze większa zmiana przyszła 1 października 2021 roku – wystarczyło spędzić 7 dni na Phuket, a potem można było podróżować po całym kraju bez dodatkowych ograniczeń.
To właśnie z tej uproszczonej wersji skorzystałem, spędzając tydzień na Phuket. Było to idealne rozwiązanie – z jednej strony rygorystyczne środki bezpieczeństwa, z drugiej namiastka normalności i możliwość eksplorowania tej niezwykłej wyspy. Było pusto, spokojnie, a jednocześnie czułem, że jestem świadkiem wyjątkowego momentu w historii turystyki.
Jak dostałem się do Tajlandii?
Podróż do Tajlandii w czasie pandemii wymagała nie tylko odwagi, ale i skrupulatnego planowania. Zdecydowałem się na lot liniami Qatar Airways, co było dla mnie nowym doświadczeniem. Bilety udało mi się nabyć w korzystnej cenie około 2400 zł. Trasa obejmowała lot z Warszawy do Dohy, a następnie z Dohy na Phuket. Powrót zaplanowałem z Bangkoku przez Dohę do Warszawy. W tamtym okresie dostępność lotów na Phuket była większa niż obecnie, co wynikało z obowiązujących wtedy wymogów programu Phuket Sandbox.
Zanim mogłem cieszyć się perspektywą egzotycznej podróży, musiałem uporać się z licznymi formalnościami. Kluczowym krokiem było uzyskanie Certyfikatu Wjazdu (Certificate of Entry) wydawanego przez Ambasadę Tajlandii. Proces ten obejmował kilka etapów:
- Rezerwacja lotu i zakwaterowania: Należało przedstawić potwierdzenie rezerwacji lotu oraz pobytu w certyfikowanym hotelu SHA+ na Phuket.
- Ubezpieczenie zdrowotne: Wymagane było posiadanie polisy ubezpieczeniowej obejmującej leczenie COVID-19 na kwotę co najmniej 100 000 USD.
- Szczepienie: Obowiązkowe było pełne zaszczepienie przeciwko COVID-19 szczepionką zatwierdzoną przez WHO, co najmniej 14 dni przed podróżą.
Start z Warszawy i przelot do Kataru
Dzień wylotu był pełen napięcia. Na lotnisku w Warszawie procedury były bardziej rygorystyczne niż zwykle. Przed odprawą musiałem przedstawić wszystkie wymagane dokumenty, w tym negatywny wynik testu PCR, CoE, potwierdzenie rezerwacji hotelu oraz ubezpieczenie. Weryfikacja tych dokumentów zajęła chwilę czasu, ale ostatecznie wszystko przebiegło pomyślnie.
Lot do Dohy przebiegł bez zakłóceń. Samolot był wypełniony w połowie, co dawało poczucie większego komfortu. Mimo to, czułem, że to dopiero początek wyzwań związanych z tą podróżą…
Początek cyrków na lotnisku w Dosze
Po spokojnym locie z Warszawy do Dohy, wydawało się, że najtrudniejsze mam już za sobą. Jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała moje oczekiwania. Planowany na 2:05 w nocy lot do Phuket został najpierw opóźniony o godzinę. Pomyślałem: “Zdarza się”. Jednak z każdą kolejną godziną nadchodziła informacja o kolejnym opóźnieniu, bez podania konkretnego powodu. Krążyły plotki, że nasz samolot nie otrzymał zgody na lądowanie w Tajlandii, mimo że inne loty do tego kraju odbywały się bez przeszkód.
Frustracja wśród pasażerów rosła. Brak jasnych komunikatów ze strony obsługi tylko potęgował napięcie. Po czwartym przesunięciu lotu, wielu z nas było na skraju wytrzymałości. Ostatecznie, zamiast w nocy, wylecieliśmy dopiero o 8:30 rano, zmęczeni i niewyspani.
Wspólnie z innymi pasażerami zażądaliśmy od linii lotniczej oficjalnego potwierdzenia opóźnienia, co miało posłużyć jako podstawa do reklamacji. Proces ubiegania się o odszkodowanie trwał dwa lata, ale finalnie zakończył się sukcesem. Mimo tej nieprzyjemnej sytuacji, nadal uważam Qatar Airways za solidną linię lotniczą – od tamtej pory podróżowałem z nimi jeszcze trzykrotnie bez żadnych problemów.
Ta sytuacja przypomniała mi o znaczeniu posiadania odpowiedniego ubezpieczenia turystycznego. W tamtym czasie było to wręcz obowiązkowe, a takie polisy często pokrywają niezbędne wydatki związane z opóźnieniami lotów. Niestety, opuszczenie lotniska w Dosze i udanie się do hotelu nie wchodziło w grę z powodu restrykcji wjazdowych oraz braku informacji o dokładnym czasie wylotu, co tylko potęgowało stres i zmęczenie.
Witamy na Phuket
Po wyczerpującym locie, podczas którego zasnąłem zaraz po śniadaniu, w końcu dotarłem na Phuket. Jednak to nie był koniec formalności. Na lotnisku czekała mnie seria procedur:
- Weryfikacja dokumentów: Sprawdzano mój Certyfikat Wjazdu, negatywny wynik testu PCR oraz potwierdzenie rezerwacji w certyfikowanym hotelu SHA+.
- Test na COVID-19: Przed opuszczeniem lotniska musiałem poddać się kolejnemu testowi PCR.
- Transport do hotelu: Nie było możliwości samodzielnego dojazdu. Obowiązkowy był transfer zorganizowany przez obiekt noclegowy, co miało na celu minimalizację kontaktu z innymi osobami.
Dopiero po dotarciu do hotelu i otrzymaniu negatywnego wyniku testu mogłem swobodnie poruszać się po wyspie. Jednak opuszczenie obszaru Phuket przed upływem wymaganego okresu nie było dozwolone.
Jak wyglądała turystyka w czasach pandemii?
Pandemia miała znaczący wpływ na turystykę w Tajlandii, kraju, który przed pandemią był jednym z najpopularniejszych kierunków turystycznych na świecie. W 2019 roku Tajlandię odwiedziło niemal 40 milionów zagranicznych turystów. Jednak w 2020 roku liczba ta spadła o 83%, do 6,7 miliona.
W 2021 roku sytuacja była jeszcze bardziej dramatyczna. W pierwszym kwartale tego roku do Tajlandii przyjechało zaledwie około 20,2 tysiąca zagranicznych turystów, co stanowiło ponad 99-procentowy spadek w porównaniu z 6,7 milionami w tym samym okresie roku poprzedniego.
Podróżowanie podczas pandemii COVID-19 było doświadczeniem zupełnie innym niż wcześniej. Miejsca, które niegdyś tętniły życiem, stały się spokojniejsze i mniej zatłoczone. Na przykład na wyspie Phuket, znanej z tłumów turystów, w 2021 roku ruch turystyczny był znacznie mniejszy. Wielu podróżnych doceniało tę ciszę i możliwość cieszenia się atrakcjami bez tłumów.
W tamtym okresie obowiązywały surowe środki bezpieczeństwa. Noszenie maseczek było powszechne, a turyści musieli przestrzegać licznych procedur.
Przemieszczanie się po Tajlandii
Podróżowanie po Tajlandii podczas pandemii było jak gra w szachy – każdy ruch trzeba było dokładnie zaplanować, a niespodzianki mogły pojawić się na każdym kroku. W ramach programu Phuket Sandbox można było opuścić wyspę dopiero po spędzeniu 7 dni w certyfikowanym hotelu SHA+ i wykonaniu testu na COVID-19.
To nie wszystko. Aby zameldować się w kolejnym miejscu, należało mieć specjalny dokument – tzw. Transfer Form – wydany przez hotel, w którym przebywało się na Phuket. Bez tego papierka nie można było zarezerwować noclegu poza wyspą.
Na samej wyspie można było poruszać się dość swobodnie. Plaże, targi, restauracje – wszystko było otwarte, choć w nieco spokojniejszym tempie niż przed pandemią. Był jednak jeden warunek: wizyta na pobliskich wyspach, jak Koh Phi Phi czy Koh Yao, wymagała korzystania z certyfikowanych usług transportowych SHA+.
Zakwaterowanie
Zatrzymałem się w Lady Naya Villas, położony w miejscowości Rawai. To urokliwe miejsce znajduje się w spokojnej okolicy, otoczonej bujną roślinnością, z dala od zgiełku turystycznych centrów. Obiekt oferuje 19 prywatnych willi z trzema sypialniami i basenem oraz 10 willi z dwiema sypialniami i dostępem do wspólnego basenu.
Pobyt w Lady Naya Villas był prawdziwą przyjemnością. Obiekt jest prowadzony przez sympatyczną parę, która dba o każdy detal, aby goście czuli się komfortowo. Choć okolica jest cicha i sprzyja wypoczynkowi, warto zaznaczyć, że do centrum Rawai jest pewien dystans, co może wymagać wynajęcia skutera lub korzystania z taksówek.
Właściciele byli również pomocni w organizacji wynajmu zaufanego skutera w przystępnej cenie, co ułatwiło poruszanie się po okolicy.
Planując kolejną wizytę w 2025 roku, tym razem z Jadzią, nie wyobrażam sobie innego miejsca na pobyt. Inne rejony Phuket, takie jak Patong, wydały mi się zbyt opustoszałe podczas poprzedniego pobytu, co sprawiało wrażenie niemalże opuszczonego miasta.
Wynajem skutera
Wynajem skutera w Tajlandii to popularny sposób na zwiedzanie kraju, ale wymaga odpowiedzialności i świadomości zagrożeń. Bezmyślność, brawura i ignorowanie zasad to najszybsza droga do tragedii – a takich przypadków w Tajlandii nie brakuje.
- Prawo jazdy i przepisy: Nie oszukujmy się – międzynarodowe prawo jazdy z kategorią A to podstawa. Żadne „ale przecież w Europie mi się udało” tu nie działa. Prawo jazdy kategorii B nie uprawnia do prowadzenia jednośladów w Tajlandii. Jeśli nie masz odpowiednich uprawnień, nie wsiadaj na skuter. Brak prawa jazdy oznacza mandat, problemy z ubezpieczeniem i zero szans na pokrycie kosztów w razie wypadku.
- Bezpieczeństwo przede wszystkim: Brak kasku to proszenie się o kłopoty – i to nie tylko mandaty. Większość poważnych wypadków na tajskich drogach dotyczy turystów, którzy jeżdżą bez kasków, po alkoholu lub bez żadnego doświadczenia. Jeśli nigdy wcześniej nie prowadziłeś skutera, Tajlandia nie jest miejscem na eksperymenty.
- Nie zostawiaj paszportu! Niektórzy wynajmujący żądają paszportu jako zabezpieczenia. W razie sporu możesz stracić najważniejszy dokument podróżny. Lepiej zaproponować kaucję lub zostawić kopię.
- Nieodpowiedzialność zabija: Tajskie drogi nie są najbezpieczniejsze, a ich specyfika, w połączeniu z ruchem lewostronnym, stanowi wyzwanie nawet dla doświadczonych kierowców. Brak doświadczenia i „a co mi tam” mogą skończyć się w szpitalu – jeśli masz szczęście.
- Ruch lewostronny i chaos na drogach: Tajlandia to kraj z ruchem lewostronnym, co już samo w sobie bywa wyzwaniem. Dodaj do tego specyficzną kulturę jazdy, brak zasad wśród wielu kierowców i chaos na drogach – i masz przepis na kłopoty. Obserwuj otoczenie i nie przeceniaj swoich możliwości.
- Ubezpieczenie to konieczność: Bez ubezpieczenia lepiej nie wyjeżdżać na drogę. Leczenie w Tajlandii potrafi kosztować fortunę, a ubezpieczyciele nie pokryją kosztów, jeśli nie masz odpowiedniego prawa jazdy lub jechałeś pod wpływem alkoholu.
Co udało się zobaczyć?
Podczas mojego pobytu na Phuket miałem okazję odwiedzić kilka ciekawych miejsc. Choć nie będę zdradzał wszystkich szczegółów, zapraszam do osobnego artykułu, w którym podsumowuję, co warto zobaczyć na wyspie, jakie miejsca zrobiły na mnie wrażenie, a także jak Phuket zmieniło się od czasów pandemii.
📍 Zajrzyj do artykułu, aby odkryć, które miejsca polecam na Phuket!
Następny przystanek – Koh Chang
Zwiedzając Phuket, miałem wrażenie, że ta wyspa to coś więcej niż tylko piękne plaże i atrakcje turystyczne. Z perspektywy skutera odkryłem małe miasteczka, boczne uliczki i miejsca, które pokazują prawdziwe oblicze wyspy. To nie te widokówki, które znajdziesz w folderach reklamowych, ale codzienność, która wciąga i daje możliwość poznania lokalnego życia.
Jednak Tajlandia to nie tylko Phuket. To kraj pełen różnorodności, a każdy region ma swój unikalny charakter. Kolejnym przystankiem mojej podróży jest Koh Chang – wyspa położona bliżej granicy z Kambodżą. Aby tam dotrzeć, muszę najpierw dolecieć do Bangkoku, gdzie planuję wynająć samochód. 👉 Ale o tej części opowiem więcej w kolejnym artykule.
Podsumowanie
Patrząc wstecz, pobyt na Phuket w czasie pandemii był jak podróż do innej rzeczywistości. Wyspa, zazwyczaj pełna turystów, zyskała swój spokojniejszy, wręcz nostalgiczny klimat. Nie było tłumów, a plaże i ulice wydawały się czekać na powrót dawnego życia. Mimo to dało się odczuć, jak bardzo pandemia wpłynęła na lokalnych mieszkańców. Rozmowy z nimi potwierdzały to, o czym łatwo było zapomnieć jako turysta – odcięcie od turystyki uderzyło ich ekonomicznie bardzo mocno.
Obserwując dzisiejszy napływ turystów, zwłaszcza z Rosji, trudno nie dostrzec, jak bardzo sytuacja się zmieniła. W czasie pandemii było ich niewielu, co nadawało wyspie bardziej kameralny klimat. Teraz, słysząc o tłumach, nie jestem pewien, czy powrót w te same miejsca nie będzie delikatnym szokiem. Turyści to życiodajna siła takich miejsc, ale w czasach pandemii ich brak zamienił Phuket w coś przypominającego Władysławowo poza sezonem – puste ulice, zamknięte lokale i wszechobecna cisza.