This post is also available in:
English
Spis treści
Cześć! 👋
Czas na mały powrót na Phuket. Po kilku latach przerwy postanowiłem wrócić na tę wyspę, tym razem z Jadzią, żeby pokazać jej, jak wygląda ta część Tajlandii. Plan? Trochę pozwiedzać, trochę popracować zdalnie i sprawdzić, jak Phuket wygląda teraz – w pełni sezonu i po pandemii.
W 2021 roku byłem tu w ramach programu Phuket Sandbox, gdy Tajlandia dopiero otwierała się na turystów po Covidzie. Wtedy wyspa była prawie pusta, a teraz… no właśnie. Czy Phuket w sezonie to nadal rajska destynacja, czy raczej zatłoczony i drogi kurort? Przekonamy się na własnej skórze!
Gdzie znajduje się Phuket?
Phuket to największa wyspa Tajlandii, położona na południu kraju, na Morzu Andamańskim. Znajduje się w pobliżu zachodniego wybrzeża Półwyspu Malajskiego i jest połączona z lądem mostem Sarasin, co ułatwia dojazd. Administracyjnie należy do prowincji Phuket i stanowi jeden z najważniejszych turystycznych kierunków w Tajlandii. Dzięki międzynarodowemu lotnisku (Phuket International Airport – HKT) można tu łatwo dotrzeć z wielu miejsc na świecie, w tym z Europy i krajów Azji Południowo-Wschodniej.
Wyruszamy z Chin do Tajlandii
Wybraliśmy lot na Phuket przez Chengdu, głównie dlatego, że Air China miała akurat niezłe ceny i sensowne godziny przesiadek. Poza tym fajnie było zahaczyć o Chiny – nawet na krótki moment. Nie chcieliśmy przesadzać z kombinacjami, więc opcja z jednym stopem była po prostu najwygodniejsza. Teraz czas opowiedzieć trochę, jak wyszła ta nasza trasa w praktyce.
Stopover w Chengdu
Do Chengdu dotarliśmy trafiając akurat na dość deszczową aurę. Pomimo słabej pogody postanowiliśmy wykorzystać ten krótki stopover jak najlepiej. Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy, była oczywiście baza pand – symbol tego regionu. Mimo że pandy nie były szczególnie aktywne, zobaczenie ich z bliska i obserwacja, jak leniwie zajadają bambusa, było ciekawym doświadczeniem. Następnie skierowaliśmy się na Tianfu Square – centralny punkt miasta z ogromnym pomnikiem Mao Zedonga.
Sama przesiadka w Chinach wymagała kilku formalności – od dokładnego sprawdzania dokumentów po dodatkowe kontrole bagażu, ale o tym opowiadamy znacznie szerzej w osobnym artykule. Znajdziecie tam więcej wskazówek, informacji o formalnościach wizowych i praktycznych radach na temat poruszania się po Chengdu.
Wylot do Tajlandii
Przelot na Phuket mieliśmy z Chengdu Tianfu International Airport, tego samego, na którym wylądowaliśmy dzień wcześniej. Odprawa bagażowa i kontrola bezpieczeństwa rano poszły błyskawicznie – bez kolejek i zbędnych problemów. Samo lotnisko jest ogromne, ale dobrze zorganizowane, więc mimo sporego ruchu nie czuliśmy chaosu.
Podczas lotu Air China zamówiliśmy specjalne posiłki: ja wybrałem menu hinduskie, a Jadzia posiłek niskokaloryczny. Różnice okazały się raczej symboliczne – głównie polegały na tym, że moje jedzenie miało dodatkowo sos, którego Jadzi brakowało. Smakowo raczej przeciętnie, ale przynajmniej można było coś przekąsić po drodze. Komfortowo i wygodnie – miejsca na nogi wystarczyło bez problemu.
Odprawa paszportowa na Phuket
Po wylądowaniu na lotnisku pierwsze, co rzuciło się nam w oczy, to masa nowych tablic informacyjnych po rosyjsku. Od razu jasne stało się, że turystów z Rosji jest tu teraz naprawdę sporo – napisy w cyrylicy były niemal wszędzie, doklejone często obok tych po chińsku. Cóż, najwyraźniej nauka angielskiego nie jest aż tak popularna, jak mogłoby się wydawać…
Przejście kontroli paszportowej przebiegło raczej bezproblemowo, a po dotarciu do strefy odbioru bagaży spotkało nas pozytywne zaskoczenie – nasze walizki zostały już zdjęte z taśmy przez obsługę lotniska i czekały grzecznie ustawione w rzędzie. Miły gest i całkiem sprawna organizacja. Z gotową już kartą eSIM zamówiliśmy Bolta, by szybko dostać się do hotelu.
No i tutaj drobna refleksja – znów obiecaliśmy sobie, że na kolejny wyjazd koniecznie kupimy plecaki podróżne zamiast ciągnąć za sobą walizki, ale oczywiście jakoś znowu nie wyszło. Może następnym razem się uda? 😉
Wizy i dokumenty
Do Tajlandii tym razem polecieliśmy bez specjalnych przygotowań – Polacy mogą bowiem przebywać tam do 60 dni bez wcześniejszego załatwiania wizy. Paszport, pieczątka na lotnisku i gotowe. Na Phuket również żadnych niespodzianek nie było – całość przebiegła gładko i szybko.
Warto jednak wiedzieć, że niedawno Tajlandia wprowadziła specjalną wizę dla Digital Nomadów – czyli osób, które zdalnie wykonują swoją pracę, najczęściej podróżując i zmieniając miejsca pobytu co kilka miesięcy. To może być fajna opcja, jeśli planujesz zostać tu trochę dłużej, pracując wygodnie np. z kawiarni czy co-workingu. Dzięki niej możesz spokojnie żyć i pracować z rajskich plaż Tajlandii nawet przez kilka lat bez kombinowania z wizami turystycznymi.
Więcej informacji można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej rządu – jedyne też oficjalne miejsce, gdzie powinno składać się wszelkie dokumenty w związku z innymi rodzajami wiz do tego kraju.
Zakwaterowanie
Podobnie jak poprzednio podczas pobytu na Phuket, zatrzymaliśmy się w obiekcie Lady Naya Villas. Za pierwszym razem (w czasach covidowych) osobiście byłem zadowolony – spokojna lokalizacja, dobre warunki, solidny internet. Tym razem już tak idealnie nie było. Po drugim śniadaniu, gdy spróbowałem makaronu z kurczakiem, zdrowotnie kompletnie mnie rozłożyło na cały dzień. Efekt? Przez kolejne dwa dni apetyt był raczej średni, a zaufanie do porannych śniadań mocno ograniczone.
Sam internet, na którym trochę nam zależało z powodu pracy zdalnej, tym razem także działał gorzej niż poprzednio – niby coś tam było, ale stabilność pozostawiała sporo do życzenia. Do tego wszystkiego doszły mocno wygórowane ceny na Phuket w sezonie, więc znalezienie czegoś większego niż klitka o powierzchni 20 m² za sensowne pieniądze było sporym wyzwaniem. Finalnie jednak zostaliśmy przy tym obiekcie – głównie z racji rozmiaru domku, ale też z braku sensowniejszych alternatyw w rozsądnej cenie.
Warunki drogowe
Poruszanie się po Phuket na skuterze to z jednej strony ogromna wygoda, ale z drugiej – trzeba mieć świadomość kilku spraw. Po pierwsze, w Tajlandii obowiązuje ruch lewostronny. Więc zanim wskoczysz na skuter, lepiej upewnij się, czy nie masz odruchu jazdy prawą stroną. Chaos na drogach bywa spory – miejscowi kierowcy skutera często manewrują bardzo blisko samochodów, wymuszają pierwszeństwo, a sygnalizacja bywa raczej sugestią niż obowiązkiem.
Kluczową kwestią jest posiadanie odpowiednich dokumentów. Koniecznie miej przy sobie międzynarodowe prawo jazdy (IDP), bo tajska policja uwielbia kontrole, szczególnie turystów. Kategoria B nie wystarczy – do prowadzenia skutera wymagane jest międzynarodowe prawo jazdy kategorii A. Bez tego ryzykujesz wysoki mandat albo dodatkowe komplikacje w razie wypadku.
No właśnie, wypadki – tych niestety w Tajlandii jest sporo, zwłaszcza wśród turystów, którzy bez doświadczenia wskakują na skuter. Warto więc przemyśleć swoje możliwości, założyć kask (naprawdę!) i zadbać o porządne ubezpieczenie zdrowotne. I jeszcze jedno – nigdy nie zostawiajcie paszportu w wypożyczalni jako zabezpieczenia. Lepiej wpłacić kaucję gotówką lub kartą, niż później mieć problem z odzyskaniem dokumentu.
Wynajem skutera
Wynajmując skuter na Phuket, koniecznie zwróć uwagę na kilka rzeczy, które mogą uchronić cię przed nieprzyjemnymi niespodziankami. Przede wszystkim dobrze obejrzyj pojazd i zrób zdjęcia wszystkich uszkodzeń, zanim odbierzesz kluczyki – unikniesz dzięki temu późniejszych dyskusji o rysach czy wgnieceniach. Zawsze upewnij się, że hamulce i światła działają jak trzeba, bo techniczny stan skuterów bywa tutaj różny.
No i rzecz, o której nie każdy mówi wprost: lokalna policja lubi polować na turystów bez międzynarodowego prawa jazdy. Nie licz na to, że zawsze „jakoś to będzie”, bo może się skończyć płaceniem „mandatu” na miejscu, bez pokwitowania. Lepiej nie dawać im takiej okazji.
Wynajem samochodu
Samochód to z kolei trochę mniej wygodna opcja na samym Phuket – korki są normą, a wąskie uliczki mogą szybko doprowadzić do frustracji. Ale jeżeli chcecie wynająć auto na dalszą podróż po Tajlandii, np. z Phuket do Bangkoku, to koniecznie zajrzyjcie do naszego osobnego artykułu, gdzie dokładnie omawiamy, na co zwrócić uwagę przy wynajmie samochodu w Tajlandii.
Karta SIM
Na filmach na YouTubie czy TikToku często można zobaczyć, jak ludzie kupują lokalne karty SIM w sklepach 7-Eleven za około 199 bahtów. My jednak albo mieliśmy pecha, albo nie potrafiliśmy ich znaleźć – więc odpuściliśmy tę opcję. Zamiast tego, jeszcze przed wyjazdem, zaopatrzyliśmy się w karty eSIM od sprawdzonego dostawcy T-SIM.HK. Wszystko zadziałało bez problemu, choć cena wyniosła około 37 zł za 15 dni i 50 GB internetu.
Gdy po dwóch tygodniach skończyła się ważność, znaleźliśmy znacznie tańszą opcję na Agodzie – również eSIM, ale za jedyne około 18 zł za podobny pakiet danych. Początkowo byliśmy mocno sceptyczni, bo cena wydawała się zbyt dobra. W najgorszym wypadku planowaliśmy zrobić chargeback na karcie, ale na szczęście nie było takiej potrzeby – karta eSIM działała jak należy i mogliśmy dalej spokojnie korzystać z internetu.
Jeśli szukacie innych opcji, polecamy też:
WiFi Calling
Jeśli podczas pobytu na Phuket chcesz być w kontakcie z Polską bez kupowania lokalnej karty SIM, warto włączyć sobie opcję WiFi Calling w telefonie. Dzięki niej możesz wykonywać i odbierać zwykłe połączenia telefoniczne przez internet – wystarczy, że masz dostęp do stabilnej sieci WiFi. To wygodne rozwiązanie, zwłaszcza gdy masz słaby zasięg sieci komórkowej albo chcesz uniknąć wysokich kosztów roamingu. Przed wyjazdem upewnij się tylko, że twój operator obsługuje tę funkcję.
Wyżywienie
Na Phuket nie brakowało nam różnorodności jedzenia – obiady zamawialiśmy głównie przez aplikację Grab, bo pracowaliśmy zdalnie od godziny 15 i potrzebowaliśmy czegoś szybkiego. Wybór kuchni jest ogromny, od tajskiej klasyki przez kuchnię hinduską, japońską, aż po europejskie dania (choć za te trzeba było oczywiście płacić sporo więcej).
Co ciekawe, na Phuket pojawił się pewien „problem techniczny”: jeśli wybieraliśmy opcję płatności gotówką, restauracje jakoś dziwnie nie otrzymywały zamówień. Wystarczyło jednak przełączyć płatność na kartę i – magicznie – wszystko ruszało bez problemów. Teraz piszemy to z Chiang Mai i tu akurat takich „przypadków” nie ma. Jak mawia klasyk – przypadek? Nie sądzę. 😉
A sama kuchnia tajska? To przede wszystkim intensywne smaki, świeże składniki, przyprawy i mnóstwo aromatów – znajdziecie tu wszystko od słodko-ostrych curry, zup z mlekiem kokosowym, po słynnego pad thaia i pad kra pao (mięso z tajską bazylią). Ceny za posiłki kuchni europejskiej, szczególnie w restauracjach turystycznych, są zauważalnie wyższe niż w innych częściach kraju, ale nadal akceptowalne.
Kantor czy bankomat?
W Tajlandii bez gotówki raczej ani rusz. Owszem, w dużych supermarketach, restauracjach i hotelach bez problemu można płacić kartą, ale w ulicznych knajpkach, na straganach czy w mniejszych sklepikach – tylko gotówka.
Opcje są zasadniczo dwie. Albo bierzesz fizycznie euro lub dolary i wymieniasz je w kantorach, albo idziesz do bankomatu z międzynarodową kartą i wypłacasz pieniądze. Obie metody mają swoje wady. Przy wymianie waluty zawsze tracisz na podwójnym przewalutowaniu (PLN na euro/dolary, potem na bahty), a przy bankomacie płacisz każdorazowo stałą prowizję – 220 bahtów, niezależnie od kwoty wypłaty.
My akurat woleliśmy bankomaty, bo nie uśmiechało nam się jeździć z grubszą gotówką – ryzyko zgubienia lub kradzieży zawsze jest, a wtedy cała podróż może szybko się skomplikować. Finalnie przez cały nasz pobyt w Tajlandii wypłacaliśmy gotówkę z bankomatu tylko dwa razy, więc koszty tych prowizji nie były aż tak bolesne.
Klimat i warunki pogodowe
Jeżeli jedziesz na Phuket w lutym, to raczej możesz spodziewać się pełnej lampy – my oczywiście zdążyliśmy się nieco przypiec już pierwszego dnia. Temperatura w ciągu dnia w tym okresie to zazwyczaj okolice 32-34°C, więc bez kremu z filtrem ani rusz. Wieczory są za to przyjemnie ciepłe, ale nie duszne – idealne na spacer lub wieczorne wyjście na kolację.
Ogólnie, jeśli zastanawiasz się, kiedy najlepiej odwiedzić Phuket, to sezon trwa od listopada do kwietnia – wtedy pada najmniej, dni są słoneczne, a morze spokojne. Z kolei między majem a październikiem panuje pora deszczowa, wtedy można trafić na gwałtowne ulewy, ale i ceny są znacznie niższe, a tłok na plażach dużo mniejszy. Ma to więc swoje plusy.
Krótko mówiąc – jeśli lubisz pewną pogodę i nie przeszkadzają Ci wyższe ceny czy tłumy, celuj w miesiące suche. Jeśli natomiast wolisz oszczędzić kasę, a deszcz nie jest ci straszny – sezon niski też ma swoje plusy.
Bezpieczeństwo
Phuket to generalnie bezpieczne miejsce, ale jak wszędzie, warto zachować zdrowy rozsądek. Nie odczuwaliśmy żadnego zagrożenia, ale są rzeczy, na które warto uważać.
Przede wszystkim – uważajcie na oszustwa. Jednym z popularniejszych przekrętów jest wynajem skuterów wodnych – oddajesz sprzęt, a potem nagle okazuje się, że jest „uszkodzony” i właściciel domaga się grubego odszkodowania. Jeśli chcecie coś wynająć, róbcie zdjęcia i nagrywajcie filmik przed rozpoczęciem jazdy.
Z drogami na Phuket też trzeba uważać. Wspomnieliśmy już o skuterach i tym, jak chaotyczny bywa tajski ruch drogowy. To się nie zmienia – brak kasku czy brawurowa jazda mogą skończyć się tragicznie. Skutery są wygodne, ale to nie miejsce na pierwszą lekcję jazdy jednośladem.
Jeśli chodzi o drobne kradzieże, to nie jest to jakaś plaga, ale w zatłoczonych miejscach, szczególnie nocnych marketach i w popularnych barach, lepiej mieć oko na portfel i telefon. Lepiej też nie zostawiać paszportu w hotelowym pokoju bez sejfu – zawsze dobrze mieć kopię przy sobie na wszelki wypadek.
No i jeszcze kwestia szacunku do lokalnych zwyczajów – Tajowie traktują rodzinę królewską bardzo poważnie, więc nie rzucajcie żadnych głupich komentarzy na ten temat. W świątyniach trzeba pamiętać o zakryciu ramion i kolan – to absolutna podstawa.
Turyści zza wschodu
Teraz trochę delikatniejszy temat – rosyjscy turyści. Nie ma co się oszukiwać, Phuket (i ogólnie Tajlandia) to obecnie jeden z kierunków, gdzie Rosjanie uciekają przed rzeczywistością. Jest ich tu sporo i nietrudno trafić na ich towarzystwo, zwłaszcza w barach czy na imprezach. Można mieć na ten temat różne zdanie, ale ważne, żeby nie dać się sprowokować. Wdawanie się w dyskusje o wojnie, rzucanie komentarzy czy – co gorsza – awantury i bójki na ulicy nie mają sensu. Tajskie prawo jest proste: jeśli policja cię zatrzyma, to nie będzie sprawdzać, kto miał rację – do aresztu trafią obie strony konfliktu, a tłumaczenie się, że „to on zaczął”, nikogo tu nie interesuje. W skrócie – najlepiej po prostu unikać konfrontacji i oszczędzić sobie problemów.
Miejsca, które odwiedziliśmy na Phuket
Nie będziemy się rozwodzić nad każdą wyspą w okolicy – tych polecajek w internecie jest pełno. Skupimy się na miejscach, które faktycznie odwiedziliśmy i które naszym zdaniem warto zobaczyć.
Na Phuket poruszaliśmy się głównie skuterem – wbrew pozorom to najwygodniejsza opcja, jeśli chcecie mieć pełną swobodę i nie przepłacać za transport. Oczywiście można też korzystać z Graba lub wynająć prywatnego kierowcę, ale jeśli zdecydujecie się na tę ostatnią opcję, pamiętajcie o jednej zasadzie: ustalcie cenę z góry. Zdarza się, że kierowcy „zapominają”, ile było dogadane, i nagle cena rośnie. Jeśli trafi się uparty negocjator, w ostateczności można wspomnieć o policji turystycznej – to zazwyczaj działa jak zimny prysznic.
A jeśli szukacie konkretnej listy miejsc, które naszym zdaniem warto odwiedzić, zajrzyjcie do osobnego artykułu, gdzie opisujemy nasze top miejsc na Phuket.
Podsumowanie
Phuket w sezonie to zupełnie inne doświadczenie niż to, które miałem okazję przeżyć w czasach pandemii. Tłumy turystów są wszędzie, a masowa turystyka sprawia, że trudno o chwilę spokoju. Wtedy podejście do podróżnych było bardziej kameralne, a wyspa wydawała się przyjaźniejsza – teraz jest głośniej, drożej i bardziej komercyjnie.
Phuket Jadzi się podobał, ale oboje dochodzimy do wniosku, że wolimy miejsca z nieco mniejszym natężeniem ludzi. Masowa turystyka to nie tylko tłok na plażach i korki na drogach, ale też klimat, który bardziej przypomina turystyczną machinę niż spokojny raj. Nie znaczy to, że wyspa nie ma swojego uroku – są miejsca, które wciąż potrafią zachwycić, ale trzeba się trochę nagimnastykować, żeby je znaleźć.
Następnym przystankiem naszej podróży jest Chiang Mai – miejsce, które miałem okazję odwiedzić w 2022 roku, ale wtedy nie zwiedziłem go zbyt dokładnie. Tym razem, wspólnie z Jadzią, postaramy się przed pracą zobaczyć jak najwięcej. Tu już nie będziemy kombinować ze skuterem – wynajmujemy samochód, żeby mieć większą swobodę.
Do usłyszenia w kolejnym wpisie, który możesz przeczytać tutaj! 🚗💨