Iraq, erbil citadel with fountain Iraq, erbil citadel with fountain

Erbil – nasze dwa dni w stolicy irackiego Kurdystanu

Krótka wizyta w Erbilu, stolicy irackiego Kurdystanu. Dwa dni pobytu w mieście i kilka obserwacji z podróży w stronę południa Iraku.

Ten wpis jest również dostępny w języku: English

Spis treści

Nasz pierwszy kontakt z irackim Kurdystanem

No to wjeżdżamy w chyba najbardziej wyczekiwany etap tej wyprawy motocyklowej – taki, którego jeszcze jakiś czas temu w ogóle dla siebie nie zakładaliśmy. Irak istniał dla nas głównie jako nagłówki w serwisach informacyjnych: wojna, zamachy, mapki z czerwonymi strefami. Raczej miejsce, które się omija wzrokiem na mapie niż punkt, który zaznacza się markerem z myślą „to będzie nasz kolejny przystanek”.

To się zmieniło w momencie, gdy zaczęliśmy planować trasę do Omanu. Patrzymy na mapę, dużo wariantów nie mieliśmy… i nagle wychodzi prosta rzecz: żeby nie kombinować bez sensu, Irak po prostu leży po drodze. Zamiast od razu go skreślać, zaczęliśmy więc drążyć temat: jak wygląda sytuacja w irackim Kurdystanie, czy da się tam wjechać motocyklem, jak to ogarniają inni podróżnicy. Im więcej czytaliśmy, tym mniej to wyglądało jak „samobójczy pomysł”, a bardziej jak realny, choć wymagający etap trasy.

Gdzie leży Erbil i czym w ogóle jest Kurdystan?

Jeśli w głowie masz jeszcze szkolne skojarzenia typu: Mezopotamia, Eufrat, Tygrys, gdzieś tam Babilon, a potem długa dziura aż do czasów „wojna w Iraku w TV”, to… jesteś w dobrej grupie. My też na starcie mieliśmy raczej taki miks obrazków niż konkretną mapę w głowie.

Erbil leży na północy Iraku, mniej więcej między Turcją a Iranem, kawałek „pod spodem” granicy z Turcją. To duże miasto – stolica regionu, który oficjalnie nazywa się Region Kurdystanu w Iraku. I tu zaczyna się ciekawa część, bo to nie jest „po prostu kolejna prowincja”.

Kurdystan to w skrócie region zamieszkany głównie przez Kurdów – naród, który nie ma własnego państwa, ale żyje na pograniczu kilku krajów: Iraku, Turcji, Iranu i Syrii. W irackiej części Kurdowie wywalczyli sobie sporą autonomię: mają własny parlament, własny rząd, własne służby bezpieczeństwa, swoją flagę, swoje checkpointy na drogach i osobne zasady wjazdu. Formalnie to dalej Irak, ale w praktyce – trochę „państwo w państwie”.

Dla podróżnika oznacza to tyle, że wjeżdżając do irackiego Kurdystanu, lądujesz w miejscu, które jest inaczej zarządzane, spokojniejsze niż reszta kraju i dużo bardziej oswojone z obecnością obcokrajowców. Inny język na ulicy (kurdyjski plus arabski), inne flagi powiewające na budynkach, inne historie ludzi, ale w paszporcie dalej pieczątka „Iraq”.

Jak dojechać do Kurdystanu?

Zanim jednak ktokolwiek zacznie na serio planować trasę – mocno zachęcamy, żeby sprawdzić aktualne komunikaty własnego MSZ. Na dzień pisania tekstu polskie MSZ odradza wszelkie podróże do Republiki Iraku, w tym do irackiego Regionu Kurdystanu, więc każda wyprawa w tę stronę to świadoma decyzja dorosłego człowieka, a nie „spontan jak do czeskiej Pragi”. My w tym wpisie pokazujemy tylko, jak zrobiliśmy to my i jakie są technicznie możliwe opcje od strony Turcji – kwestie bezpieczeństwa opisujemy osobno.

Celowo trzymamy się tutaj wariantów „od strony tureckiej”, bo sytuacja na innych granicach (np. po stronie Syrii) jest zmienna i mocno zależna od bieżącej polityki oraz konfliktów – to są kierunki, które wymagają świeżych informacji z pierwszej ręki, a nie ogólnych porad z internetu.

Nasza podróż motocyklem z Polski

U nas wszystko zaczęło się 29 sierpnia, kiedy wyjechaliśmy z Warszawy motocyklem w stronę Omanu. Irak – a dokładniej iracki Kurdystan – nie był osobną „wycieczką”, tylko jednym z kluczowych etapów całej trasy. Najpierw klasyczne przebicie się przez Europę, potem Turcja, która z każdym dniem robi się mniej „pocztówkowa”, a bardziej surowa i górzysta.

Do Iraku wjeżdżaliśmy od strony Turcji przez przejście Ibrahim Khalil / Habur – to główne i najruchliwsze lądowe przejście na granicy Turcja-Irak, położone ok. 10 km od miasta Zakho i około 210–213 km od Erbilu.

Sam przejazd przez granicę, checkpointy, papiery, rozmowy na kontrolach – to materiał na osobne teksty i już je mamy: na blogu jest nasz dziennik pokładowy z 🇮🇶 Iraku oraz osobny wpis, 🏍️ z kulisami organizacyjnymi i podziękowaniami dla 🤟 partnerów, dzięki którym ta trasa w ogóle miała szansę się wydarzyć.

Samolotem

Dla większości osób najprostszą opcją będzie po prostu lot do Erbil International Airport (EBL). To główne lotnisko regionu, z którego w listopadzie 2025 są bezpośrednie połączenia do około 30 miast w Europie, Afryce, na Bliskim Wschodzie i w części Azji Południowej.

Przykładowo z Turcji latają regularnie m.in. Turkish Airlines i Pegasus z Stambułu do Erbilu. Z kolei z Europy bezpośrednio można dolecieć z Berlina (UR Airlines) czy Wiednia (Austrian) lub też czy przez huby typu Stambuł – z Warszawy Turkish Airlines sprzedaje bilety z przesiadką właśnie w Stambule. Bilety kosztują od 2000 zł w obie strony.

Autobusem

Jeśli ktoś nie chce jechać swoim pojazdem, ale nadal woli ląd niż samolot, istnieją dalekobieżne autobusy z Turcji bezpośrednio do Erbilu. Przykładowe dane z serwisów sprzedaży biletów pokazują, że:

  • ze Stambułu do Erbilu kursują autokary m.in. firm Lider İstanbul i Özlem İstanbul Turizm,
  • przejazd trwa ok. 16–24 godzin (w zależności od źródła i trasy),
  • ceny zaczynają się w okolicach 60–70 USD w jedną stronę.

Szukaliśmy też innych źródeł opisujących połączenia z mniejszych miast południowo-wschodniej Turcji (Mardin, Diyarbakır, Silopi) do Erbilu i innych miast Regionu Kurdystanu – ale to już raczej gęsta siatka regionalnych przewoźników.

Wizy i dokumenty

Temat wiz do Iraku rozebraliśmy już na czynniki pierwsze w naszym osobnym poradniku – i to tam odsyłamy po pełny, aktualny poradnik 📑 krok po kroku. Tutaj zrobimy tylko mały „spoiler” i damy ogólny obraz sytuacji.

Jeśli chodzi o dokumenty, to absolutne minimum wygląda zazwyczaj tak:

  • paszport ważny co najmniej 6 miesięcy od planowanego wyjazdu z Iraku,
  • zatwierdzona e-wiza wydrukowana (nie w formie PDFa na telefonie),

Na dzień pisania artykułu w Iraku obowiązują dwa systemy wizowe – ten Federalny oraz ten Kurdyjski.

Żeby było ciekawiej, od 1 marca 2025 r. Irak zwinął klasyczne „visa on arrival” dla wielu państw (w tym krajów UE) i przeszedł na system e-visa – najpierw trzeba złożyć wniosek online, dopiero potem lecieć. Jednocześnie wciąż funkcjonuje informacja, że Region Kurdystanu oferuje własną wizę (e-visa lub wizę na lotnisku) dla obywateli kilkudziesięciu państw, m.in. z Unii Europejskiej, w tym Polski.

Co to oznacza w praktyce?

  • jeśli ktoś planuje podróż tylko do Kurdystanu, w zupełności wystarczy wiza regionalna (kurdyjska), która ważna jest tylko na terenie Regionu Kurdystanu i nie uprawnia do wjazdu do Mosulu/Bagdadu czy na południe kraju,
  • jeśli plan wykracza poza obszar Kurdystanu, gra toczy się już o wizę obejmującą cały kraj (federalną e-wizę), która jest honorowana również przy wjeździe/wyjeździe do/z Kurdystanu. W naszym przypadku korzystaliśmy z wizy federalnej i na przejściu lądowym była ona zaakceptowana.

Warunki drogowe i formalności przy pojeździe

Na dłuższy – zza kierownicy opis asfaltu, jakości dróg, ruchu i tego, jak się jeździ, 🚗 odsyłamy do naszego osobnego wpisu (🛣️ tam zebraliśmy praktyczne tipy). Tu skupiamy się na najważniejszych faktach i papierologii. 

  • Checkpointy i kontrole: Na trasach w Regionie Kurdystanu (KRI) checkpointy są czymś normalnym — bywają zarówno na wjazdach do miast, jak i na głównych drogach między nimi. Służby mogą prosić o dokument tożsamości; noś paszport pod ręką i licz się z dodatkowymi pytaniami przy większych punktach kontrolnych. Nie fotografuj ani nie filmuj infrastruktury wojskowej/urzędowej.
  • Polne drogi czy trzymamy się asfaltu? My poruszaliśmy się wyłącznie drogami utwardzonymi. Poza głównymi trasami w Iraku wciąż zdarzają się tereny skażone niewybuchami i improwizowanymi ładunkami — to jest twarda rekomendacja, by nie zjeżdżać z wyznaczonych dróg i nie chodzić „na skróty”. Jeśli zobaczysz podejrzany przedmiot, nie dotykaj — w Iraku numery alarmowe do zgłoszeń to 182 (Dyrekcja ds. Min) i 115 (Obrona Cywilna).
  • Zamknięcia i objazdy: Drogi mogą być (ale nie muszą) okresowo zamykane lub objęte dodatkowymi kontrolami — planuj zapas czasu i miej świadomość, że trasa „z Google” nie zawsze pokryje się z rzeczywistością. Zresztą… nawigacja z Google Maps tutaj nie działa – ale o tym przeczytasz w naszym poradniku, który podlinkowaliśmy wyżej.
  • Jeśli chcesz nagrywać trasę (GoPro/dashcam), pamiętaj o zakazach przy obiektach wojskowych i rządowych.

Dokumenty do pojazdu

Pojazd i papiery do niego to osobny temat. Jadąc swoim autem czy motocyklem trzeba mieć przy sobie:

Karta SIM

Z naszego doświadczenia: kupiliśmy fizyczną kartę w salonie Zain w Erbilu; nasz pakiet 10 GB kosztował ok. 50 zł. Dzień wcześniej, „na dojazd”, wzięliśmy mały, tani pakiet u przypadkowego wirtualnego operatora eSIM’ek (kilka złotych za 1–2 GB), tylko żeby mieć mapy.

Co warto wiedzieć „oficjalnie”, jeśli chcesz zrobić to samo:

  • w Iraku rejestracja kart SIM jest obowiązkowa; operatorzy muszą zweryfikować tożsamość klienta, stąd wymóg dokumentu i rejestracji danych, także dla cudzoziemców,
  • Zain przy wydaniu numeru w punkcie sprzedaży rejestruje dane w systemie MEFS i wprost informuje, że wykonywane są zdjęcie oraz odcisk palca abonenta.
  • do zakupu prepaidu Zain akceptuje paszport lub inne lokalne dokumenty tożsamości (dla turystów — paszport), mogą poprosić też o adres pobytu.
  • eSIM-y „turystyczne” kupowane online (działające zwykle na Korek/Asiacell/Zain) są wygodne, ale zazwyczaj droższe za 1 GB niż lokalny prepaid; jako punkt odniesienia: 10 GB eSIM od Ubigi to ok. 22 USD/30 dni. Ale z kolei w Breezesim to już 324 PLN! Jeśli liczysz koszty, lokalna fizyczna karta może wyjść taniej.

Gdzie spaliśmy w Erbilu?

Spaliśmy w Hotelu MyFlower 3 przy Kirkuk Road, naprzeciwko Tablo Mall (dwie noce za 113 USD, płatne gotówką). Hotel ma dostępny podziemny parking, więc tam też zaparkowaliśmy naszą maszynę. Sama lokalizacja jest okej na pierwszy kontakt z miastem i łatwa do namierzenia w mapach. W pobliżu są sklepy spożywcze oraz jeden monopolowy. Panoramę z naszego pokoju też mieliśmy całkiem spoko. Jedyny minus to śniadanie – wyglądało to jak szkolna stołówka – Jadzia zgarnęła coś tam do przegryzienia, ale mi nic nie przypadło do gustu. 

W Iraku (i w całym Kurdystanie) hotele bardzo często preferują płatność gotówką — zazwyczaj w dolarach. Terminale bywają, ale nierzadko doliczają prowizję, więc kartę lepiej traktować jako opcję rezerwową. Z doświadczenia: weź ze sobą dolary i nie licz, że wszystko zapłacisz plastikiem.

Jeśli chodzi o sam standard hoteli, to jedną z rzeczy, o którą warto pytać przy rezerwacji, jest zasilanie. W regionie nadal zdarzają się krótkie przerwy w dostawie prądu, dlatego wiele hoteli korzysta z własnych generatorów lub UPS-ów. To ważne, bo w 40-stopniowym upale różnica między „mamy generator” a „chwilowo nie ma klimatyzacji” potrafi zmienić noc w walkę o przetrwanie.

W całym Regionie Kurdystanu działa obecnie program Runaki, który ma doprowadzić do pełnego, stabilnego zasilania 24/7 i stopniowo ograniczyć używanie prywatnych generatorów. W praktyce w 2025 r. wiele dzielnic Erbilu faktycznie ma już stały prąd, ale w hotelach nadal stosuje się systemy awaryjne — dlatego warto to po prostu sprawdzić przy wyborze noclegu.

Jedzenie w Erbilu – co, gdzie i za ile

Na start – nasze „must” spod Cytadeli: Koktel Restaurant. Trafiliśmy tam mega głodni i skończyło się wielką, serdeczną ucztą – dokładnie tym rodzajem gościnności, o którym potem opowiada się znajomym. To nasze subiektywne polecenie 😃. To co widzicie na zdjęciach, kosztowało nas to około 61 PLN.

Najbardziej „irackie” są trzy filary: ryż, duszone dania i nadziewane warzywa. Ryż (często lokalna odmiana timman anbar) gotuje się tak, by był sypki, a na dnie garnka tworzy się chrupiąca skorupka – hikakeh – która jest wręcz wyczekiwanym elementem na talerzu. Do tego dochodzą różne gulasze i zupy (fasolia – biała fasola z mięsem, harissa z pszenicą i drobiem, soczewicowe zupy) oraz cała rodzina dań typu dolma i kubba: warzywa nadziewane mięsem z ryżem i przyprawami, gotowane często w sosie pomidorowym z dodatkiem soku z granatu, oraz kulki/półksiężyce z bulguru lub ryżu wypełnione mięsem. W wielu opracowaniach dolma pojawia się wręcz jako symbolicznie „najbardziej iracka” potrawa, z bardzo rozbudowaną tradycją przygotowywania i dzielenia się nią.

Druga ikona to masgouf – słynna „iracka ryba z ognia”, najczęściej karp, nacinany, rozkładany „na motyla”, marynowany m.in. cytryną i tamaryndowcem, a potem powoli pieczony przy żarze drewna. Oprócz tego na co dzień królują kebaby, różne wersje biryani po iracku, maqluba (odwracany garnek z ryżem, warzywami i mięsem) oraz pieczywo – różne placki, którymi „zgarnia się” sos z talerza.

Jeśli zawęzimy to do północy kraju, gdzie leży Erbil, to dochodzi jeszcze silny komponent kurdyjski. Opisy kuchni kurdyjskiej podkreślają użycie świeżych ziół, ryżu, mięs z grilla, różnych wariantów biryani oraz lokalnych chlebów, a także dań, które są w praktyce kurdyjskimi wersjami „irackich klasyków” – np. dolmy z dużą ilością granatu, kubbe, gulaszy z ziołami. To dobrze tłumaczy, dlaczego w Erbilu znajdziesz jednocześnie „wspólny mianownik” kuchni Iraku i odczuwalny lokalny twist.

Ile to kosztuje? Posiłek w niedrogiej restauracji w Erbilu to około 10 000 IQD (około 27 PLN), a kolacja dla dwóch osób w lokalu średniej klasy (trzy dania, bez napojów) to rząd 31 000 IQD (86 PLN). Bazarowy odpowiednik kebaba będzie dużo tańszy.

Jeśli chcecie zamówić jedzenie do hotelu – możecie skorzystać z aplikacji Talabat. Można zapłacić gotówką lub kartą (my przetestowaliśmy Revolut — działał, ale inne rozwiązania, np. Curve, mogą nie przejść).

Mała dygresja: choć Irak to kraj o silnie konserwatywnych obyczajach, w samej Erbilu i w regionie Kurdystanu znajdziecie sklepy monopolowe i bary alkoholowe. Jeśli macie ochotę na butelkę wina lub piwo wieczorem, możliwość jest — ale zazwyczaj płatność gotówką.

Ludzie i gościnność

Nie moglibyśmy przejść obok tego, jak zostaliśmy w Kurdystanie przyjęci. To był pierwszy kraj, w którym oboje mieliśmy takie poczucie: „ok, tego poziomu gościnności jeszcze nigdzie nie doświadczyliśmy”. Od pierwszych uśmiechów na granicy, przez checkpointy, aż po zwykłe spacery po Erbilu – ani razu nie czuliśmy się jak chodzący portfel. Bardziej jak goście, którymi trzeba się zaopiekować.

Turystów spoza Bliskiego Wschodu widzieliśmy dosłownie kilka osób. I to widać też w liczbach: większość odwiedzających Region Kurdystanu to Irakijczycy z innych prowincji albo osoby z Iranu; podróżnicy z Europy czy Ameryki to nadal margines. To sprawia, że zachodnie twarze budzą tu ciekawość, a nie kalkulację.

Ta gościnność nie jest „uprzejmością pod turystów”, tylko czymś bardzo głęboko wpisanym w kurdyjską kulturę. U nich gość to nie tylko odwiedzający – to osoba, za którą bierze się odpowiedzialność. W tradycji kurdyjskiej dajesz mu najlepsze, co masz: najlepsze miejsce, najlepsze jedzenie, czas i uwagę. Bariera językowa praktycznie znika, bo ważniejsze jest samo to, że jesteś.

Skąd to się bierze? Krótko: z historii i z gór. Przez wieki Kurdowie żyli w społecznościach, w których przyjęcie przybysza było kwestią honoru. A honor, obok gościnności i odwagi, to fundament ich systemu wartości. Do tego dochodzi doświadczenie prześladowań — od arabizacji po masowe represje w czasach Saddama — które paradoksalnie jeszcze wzmocniło potrzebę solidarności i patrzenia na drugiego człowieka z empatią. Stąd słynne kurdyjskie powiedzenie: „Nie mamy żadnych przyjaciół oprócz gór”. To zdanie mówi właściwie wszystko o ich historii i o tym, dlaczego tak bardzo doceniają każdą osobę, która pojawia się u nich z dobrej woli.

W praktyce rezultat jest jeden: czujesz się tam dobrze, naprawdę dobrze. Jak w miejscu, które chce cię poznać, a nie wykorzystać. I to jest chyba największe zaskoczenie całego wyjazdu.

Praktyczna prawda o pieniądzach w Iraku

Jeśli jesteś naszym stałym czytelnikiem, to wiesz, że zwykle promujemy ogarnianie podróży kartą walutową. W Iraku ten model trochę się sypie. Jasne, technologia tu działa, telefony działają, apki działają — ale system finansowy rządzi się swoimi zasadami.

Jeśli liczysz na płacenie kartą i bezproblemowe bankomaty, to po jednym dniu w Iraku zmienisz podejście. To wciąż kraj działający głównie na gotówce, a brak akceptacji kart nie wynika z „braku terminali”, tylko z polityki finansowej państwa. Od 2024 r. iracki bank centralny mocno ogranicza przepływ dolarów, a część lokalnych banków trafiła na listę instytucji objętych sankcjami USA. W praktyce: transakcje kartami zagranicznymi często po prostu nie przechodzą.

Bankomatów akceptujących zagraniczne Visa/Mastercard jest jak na lekarstwo. Największe szanse daje Bank of Baghdad — udało nam się tam wyciągnąć gotówkę (ok. 10 PLN prowizji), ale inne bankomaty potrafią odrzucać kartę bez żadnego komunikatu. Dlatego najlepszą strategią dla turystów jest zabranie dolarów od razu z domu.

A dolar to w Iraku prawdziwa waluta premium. Przyjmują go hotele, restauracje, kierowcy, kantory — wszyscy. W kantorach kurs bywa nawet lepszy niż u wystawcy karty, a stan banknotu ma znaczenie: nowe, sztywne setki są najlepiej widziane, a pomięte 20/50 USD lecą po mniej korzystnym kursie.

Euro? Da się wymienić, ale gorzej. Poza Kurdystanem ludzie często po prostu nie chcą EUR — wolą dolara. I tak większość drobnych rzeczy (kawa, jedzenie uliczne, taksówka na kilka kilometrów) płacisz w irackich dinarach.

A skoro o taksówkach mowa – W Iraku nie ma Ubera, jest Careem – działa on także w Kurdystanie. Za przejazd taksówką da się zapłacić przez aplikację kartą płatniczą wystawioną w UE.

Warto też pamiętać, że przy wyjeździe z kraju obowiązuje limit — możesz wywieźć maksymalnie 10 000 USD w gotówce bez deklaracji celnej. Jeśli wjeżdżasz z większą kwotą, musisz to zgłosić już na granicy.

Ubezpieczenie

To był jeden z najtrudniejszych aspektów przygotowania do Iraku – znalezienie ubezpieczenia. Polskie towarzystwa ubezpieczeniowe były jasne: nie chcą nas ubezpieczać. Irak to dla nich „strefa konfliktu” z wykluczeniami na wojny i akty terroryzmu, a MSZ ma go na liście krajów odradzanych – to praktycznie gwarancja, że standardowe ubezpieczenie turystyczne będzie miało zastrzeżenia albo nie zadziała.

Na szczęście w zakresie minimalnym mamy zabezpieczenie – Iracki rząd wymaga, żeby każdy turysta miał ubezpieczenie awaryjne. W przypadku wizy federalnej otrzymujesz je automatycznie – ubezpieczycielem jest firma Hamraa Insurance. Ubezpieczenie to w teorii obejmuje hospitalizację do 10 milionów dinara (ok. $6600), śmierć do 15 milionów dinara (ok. $10 000) i ewakuację medyczną.

Bezpieczeństwo – co trzeba wiedzieć

Historia Iraku mówi sama za siebie. Jeszcze w latach 2014–2017 front walki z ISIS znajdował się zaledwie 55 km od Erbilu, więc obawy o bezpieczeństwo są zrozumiałe. I faktycznie – polskie MSZ nadal odradza podróże do Iraku, w tym do Irackiego Kurdystanu. Ale mówiąc zupełnie uczciwie: podczas naszego pobytu ani przez chwilę nie czuliśmy zagrożenia.

Z naszej perspektywy oraz z tego, czego dowiedzieliśmy się na miejscu, Erbil to jedno z najbezpieczniejszych dużych miast w całym Iraku. Przestępczość uliczna jest praktycznie niewidoczna. Po pokonaniu ISIS w 2017 roku region mocno się ustabilizował i dziś największym realnym zagrożeniem są… zwykłe wypadki na drogach, bo ruch bywa chaotyczny.

Checkpointy są częścią codzienności – stoją przy wjazdach do miast, na głównych drogach i w pobliżu strategicznych obiektów. Wszyscy funkcjonariusze, na jakich trafiliśmy, byli uprzejmi, ciekawi świata i chętni pomóc. Nie mieliśmy ani jednego niemiłego doświadczenia.

Jeśli chodzi o fotografowanie, to tutaj warto zachować zdrowy rozsądek. Nie rób zdjęć checkpointów, obiektów wojskowych czy funkcjonariuszy bez wyraźnej zgody – i to jest naprawdę dobra rada. W Iraku to nie są sytuacje „wybaczalne”, a łamanie zasad może skończyć się przynajmniej dużym problemem. Zdarza się też, że tuż obok atrakcji turystycznych stoją budynki o charakterze wojskowym, więc najlepiej po prostu zerknąć, co masz w tle, zanim klikniesz migawkę.

Turystycznie Erbil jest łatwy i przyjemny, ale granice z Turcją i Iranem to zupełnie inna historia. Turcja intensywnie patroluje część przygranicznych terenów, prowadząc operacje przeciwko PKK. To nie są miejsca, do których jedzie się z ciekawości – lepiej trzymać się z dala od tych stref.

Klimat i warunki pogodowe

Kiedy jechaliśmy do Erbilu we wrześniu, w dzień była po prostu lampa – taki typowy, suchy piekarnik, gdzie asfalt paruje, a człowiek zaczyna szanować każdy kawałek cienia. I to dobrze się wpisuje w klimat całego regionu. Erbil ma bardzo gorące, suche lata i chłodniejsze, częściowo deszczowe zimy. Statystyki mówią o zakresie temperatur mniej więcej od 3–5°C nocą zimą do ponad 40°C w dzień latem; w lipcu i sierpniu średnie maksima potrafią dobijać do 43–45°C, a zdarzają się dni z ponad 45°C.

W szerszej skali tak wygląda większość irackiego Kurdystanu: zimą (grudzień–marzec) pada, w górach potrafi sypnąć śnieg, wiosna jest przyjemna i zielona, a lato oraz wczesna jesień są praktycznie bezdeszczowe i bardzo suche. Opisy regionu podkreślają, że opady koncentrują się w zimie i wiosną, latem i na początku jesieni deszcz to rzadkość, a temperatury w niektórych miastach (np. Dohuk) sięgają średnio ok. 42°C.

Jeśli chodzi o „kiedy najlepiej przyjechać”: Dla typowego zwiedzania miast (czyli Erbil + okolice, bez ambicji na ośnieżone szczyty) najbardziej komfortowe są wiosna i jesień: mniej więcej od marca do maja oraz od końcówki września do końca października/listopada. W tym czasie dzienne temperatury zwykle mieszczą się w przedziale ok. 20–25°C, noce są znośne.

Co zobaczyć w Erbilu?

Jeśli jesteś w Erbilu na przejazd, skup się na centrum miasta. Wszystko kręci się wokół jednego miejsca – starej cytadeli i bazaru tuż obok niej.

Twierdza w Erbilu

ar. قلعة أربيل / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.

Twierdza w Erbilu siedzi na charakterystycznym „kopcu” w samym środku miasta, które dziś uchodzi za jedno z najdłużej nieprzerwanie zamieszkanych miejsc na świecie, z historią sięgającą mniej więcej V tysiąclecia p.n.e.  Współczesne zabudowania to głównie XIX–XX wiek, ale klimat „miasta na górze” nadal robi robotę. W 2014 roku twierdza trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako historyczne centrum Erbilu.

Gdy byliśmy tu we wrześniu 2025, wejście na samą twierdzę było zamknięte – zostały nam więc spacer dookoła i zdjęcia z ulic poniżej. Nawet w takiej wersji warto tu podejść: z dołu widać dobrze ciąg wysokich fasad, który tworzy „mur” cytadeli, a przy południowej stronie zaczyna się naturalnie całe miejskie życie. W normalnych okolicznościach, kiedy twierdza jest otwarta, w środku działa kilka muzeów (m.in. kurdyjskie muzeum tekstyliów, łaźnia, małe ekspozycje).

Qeyserî Bazar

ar. سوق القلعة القديم – بازاڕی قەیسەری / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.

Tu zaczyna się „żywy” Erbil. Qeyserî Bazar to klasyczny kryty bazar typu qaysari – labirynt wąskich korytarzy tuż na południe od twierdzy, gdzie za jednym rogiem pachnie przyprawami i herbatą, za drugim mięsem, a za trzecim wisi pięćdziesiąt takich samych czajniczków. Bazar istnieje od co najmniej XII wieku, kiedy Sultan Muzzafaraddin Gokbori zbudował go w 1195 roku jako rozszerzenie cytadeli. Dziś to labirynt wąskich alei z blaszanego dachu, gdzie w każdym zakątku ktoś coś robi – od złotników, którzy błyszczą na każdej stronie, po piekarzy, których chleb wionął zapachem przez całą ulicę

Wieża zegarowa (Tawerî Katjmêr)

ar. تاوەری کاتژمێر / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.

Zaledwie parę kroków od bazaru macie plac z wieżą zegarową i fontannami – to miejsce, które najczęściej trafia na pocztówkowe zdjęcia z Erbilu. Spory plac, rzędy ławek, dużo zieleni i kilka rzędów fontann, z których wieczorami robi się całkiem fotogeniczny show przy podświetlonej wieży.

Meczet Jalila Khayata

ar. جامع جليل الخياط / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.

Meczet Jalila Khayata leży już trochę dalej od Cytadeli, przy 60 Meter Street, ale warto tu podejść albo podjechać taksówką – to największy meczet w Erbilu, zbudowany jako hołd dla Jalila Khayata i ukończony w 2007 roku przez jego synów.  Architektonicznie to miks inspiracji Błękitnym Meczetem w Stambule i meczetem Muhammada Alego w Kairze: duża główna kopuła, kilka półkopuł, dwie smukłe minarety i masa detali w stylu abbasydzko-osmańskim, które w środku robią naprawdę mocne wrażenie.

My trafiliśmy tutaj pieszo i akurat „wstrzeliliśmy się” w moment pogrzebu – ruch, tłum, czarne banery z informacją o zmarłym, powieszone w okolicy, i ogólny pogrzebowy klimat sprawiły, że ograniczyliśmy się do obserwowania meczetu z zewnątrz, bez prób wejścia do środka. Takie czarne banery informujące o śmierci i upamiętniające daną osobę (czasem z odniesieniem do partii czy ruchu, z którym była związana) są w Iraku szerzej spotykane jako element ulicznej przestrzeni żałoby, więc nie był to raczej „wyjątek”, tylko lokalna norma przy takich uroczystościach.

Jedziemy dalej – następny przystanek Bagdad

Z Erbilu wyjeżdżaliśmy z takim poczuciem lekkiego mindfucku. Kompletnie nie tak wyobrażaliśmy sobie Irak. Z tyłu głowy siedziały obrazy z newsów: namioty, ruiny, rakiety nad głową. A tu nagle normalne miasto, kilka wieżowców mieszkalnych i biurowych, knajpy, korki, ludzie w drodze do pracy. Za każdym razem, gdy komuś mówiliśmy, że jedziemy do Iraku, reakcja była podobna: „ale… po co?”. Po tym etapie wiemy już, że to kraj, który potrafi obrócić myślenie o 180 stopni.

Gdyby nie kosztowna wiza na cały kraj, pewnie szybko byśmy tu wrócili. I szczerze mówiąc – nawet ten koszt zaczyna blednąć przy tym, jak czuliśmy się na miejscu. Troska, zainteresowanie, ta kurdyjska „dopieszczająca” gościnność… ani razu nie mieliśmy poczucia, że ktoś chce nas naciągnąć czy okraść. Jedyny moment „ostrzeżenia” był wtedy, gdy kierownik hotelu mimochodem wspomniał, że stare motocykle, bez sensownych zabezpieczeń, mogą być łatwym kąskiem. W naszym przypadku, przy bardziej współczesnym sprzęcie i blokadach, spało nam się spokojnie.

Na liście „kiedyś tam wrócimy” Irak wylądował bardzo wysoko. Może przy okazji trasy przez Jordanię, może kiedy sytuacja w Syrii się uspokoi – zobaczymy. Tym razem jednak trzeba było ruszać dalej. Termometr pokazywał 41 stopni, więc uznaliśmy, że to idealny moment, żeby wsiąść na motocykl i odbić w stronę Bagdadu XD. Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądał nasz pobyt w stolicy 🇮🇶 Iraku, zajrzyjcie do kolejnego wpisu. Do zobaczenia na irackim ciągu dalszym. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *