Ten wpis jest również dostępny w języku:
English
Cześć! 🤟
Jeśli tu trafiłeś, to jesteś pewnie z tych lekko szalonych, co zamiast kolejnej Barcelony zaczynają googlać: „czy w Iraku jest w ogóle coś do zobaczenia?”. My też tak zrobiliśmy. W ramach naszej podróży motocyklowej z 🇵🇱 Polski do 🇴🇲 Omanu zjechaliśmy kawałek federalnego Iraku – głównie okolice Bagdadu – i właśnie o tych miejscach będzie ten tekst.
Pokażemy ci rzeczy, które zobaczyliśmy na własne oczy, ale też miejsca, które mamy na liście „następnym razem”, bo z różnych powodów (logistyka, brak lokalnego przewodnika, ograniczenia dla turystów) po prostu się tam nie dostaliśmy. Do każdego miejsca dorzucimy krótko: czego się spodziewać, na co uważać, kiedy lepiej odpuścić – bo Irak to nie jest kraj z serii „idziemy gdzie chcemy i najwyżej się obrazimy, że zamknięte”.
Opisujemy ten tekst w listopadzie 2025 roku, na bazie tego, co widzieliśmy we wrześniu tego samego roku. Sytuacja w regionie potrafi się zmieniać szybko, więc jeśli za jakiś czas okaże się, że coś już wygląda inaczej, daj nam proszę znać – uaktualnimy, co się da. Podróżowanie po takich miejscach to trochę sport zespołowy: jedni drugim podsyłają świeże informacje i dzięki temu kolejnym jest łatwiej.
Turystyka w Iraku
Żeby złapać szerszy kontekst: Irak turystycznie dopiero się budzi. Według najnowszych danych kraj odwiedziło w 2024 roku ok. 892 tysiące zagranicznych turystów – to zaledwie 0,1% wszystkich międzynarodowych podróży na świecie, 105. miejsce w globalnym rankingu.
Jednocześnie religijny ruch pielgrzymkowy to już zupełnie inna skala – same wizyty do świętych miast (Najaf, Karbala, Kadhimija itd.) dają w sumie ponad 30 milionów przyjazdów rocznie, z czego około 6 milionów pielgrzymów przyjeżdża z zagranicy.
Większość tego ruchu to oczywiście region: pielgrzymi z Iranu, Libanu, Pakistanu, Zatoki. Zachodnich podróżników nadal jest jak na lekarstwo. Według jednego z raportów w 2024 roku odnotowano zaledwie kilkuset turystów z Europy i obu Ameryk.
Za to w Regionie Kurdystanu liczby już lecą ostro w górę – cały region miał ok. 7 mln turystów w 2023 roku, a sama prowincja Erbil potrafi przyciągnąć nawet 2 mln odwiedzających w pół roku.
Więc tak: nie, Irak (jeszcze) nie jest drugą Jordanią ani Turcją. I właśnie dlatego ten tekst powstaje. Jeśli my podjechaliśmy tu motocyklem, to Ty przynajmniej możesz spokojnie poczytać, co w Bagdadzie i okolicach jest do zobaczenia – i gdzie faktycznie warto zaplanować swój czas, zamiast kręcić się bez sensu po mapie.
Jeśli chcesz więcej „klimatu od środka”, 1️⃣ to w osobnych wpisach opisaliśmy nasz pobyt w Bagdadzie i 2️⃣ wcześniejsze dni w Erbilu, w Regionie Kurdystanu.
Park Al-Zawraa
ar. متنزه الزوراء / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Do Parku Al-Zawraa podjechaliśmy Careemem spod hotelu. Przy wejściu dziwnym trafem nikt nie chciał od nas pieniędzy, więc do dziś nie wiemy, czy akurat był jakiś „dzień bez biletów”, czy po prostu machnięto ręką na dwóch europejskich turystów 😊. W normalnych warunkach trzeba się liczyć raczej z symboliczną opłatą rzędu kilkuset dinarów od osoby – w stylu „pięćdziesiąt centów” niż biletu do parku rozrywki w Europie.
Sam park to taki wielki, zielony oddech w środku Bagdadu. Kiedyś był tu obóz wojskowy, dopiero w latach 70. teren zamieniono na park o powierzchni ok. 3 km², z alejkami, trawnikami, jeziorem, wieżą widokową i klasycznym irackim „lunaparkiem”.
To nie jest poziom Energylandii: karuzele i rollercoaster robią wrażenie raczej „retro”, a nie „wow, jakie technologiczne cudo”. Dla lokalnych rodzin to jednak dalej ważne miejsce: przychodzi się tu na piknik, na spacer, z dziećmi na karuzelę albo po prostu posiedzieć przy jeziorze. W weekendy park podobno pęka w szwach, szczególnie podczas festiwalu kwiatów, który odbywa się tu wiosną.
Na terenie parku działa też zoo – jedno z najstarszych w regionie. Bardzo mocno oberwało w 2003 roku, kiedy podczas inwazji część zwierząt zginęła, część uciekła, a teren został zdewastowany. Później ogród odbudowano i dziś działa normalnie, ale w nowszych opiniach przewijają się uwagi, że część zwierząt wygląda na niedożywione, a warunki w niektórych wybiegach są dalekie od „europejskich standardów”.
Pomnik Ocalenia Kultury Irackiej
ar. نصب انقاذ الثقافة العراقية / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Dosłownie kilka minut spacerem od parku Al-Zawraa stoi coś, obok czego trudno przejść obojętnie: wysoki, kamienny walec, jakby pęknięty w połowie, podtrzymywany przez wyrastające z dołu ręce.
Pomnik zaprojektował słynny bagdadzki rzeźbiarz Mohammed Ghani Hikmat. Rzeźba powstała około 2010 roku, a odsłonięto ją kilka lat później w dzielnicy Mansour, po stronie Karkh, w okolicy parku Al-Zawraa i terenów targowych.
Dla Bagdadu ten pomnik jest trochę jak skrót myślowy: z jednej strony pokazuje, jak bardzo wojny, grabieże i chaos ostatnich dekad rozwaliły irackie dziedzictwo (muzea, biblioteki, zabytki), a z drugiej – że ktoś wciąż próbuje to utrzymać w pionie. Nieprzypadkowo stoi przy ruchliwym rondzie i dużym parku, a nie w hermetycznym muzeum – to ma być element codziennego miasta, który mijasz w drodze do pracy czy na spacer.
Łuk Zwycięstwa
ar. قوس الصر / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Hands of Victory to chyba najbardziej filmowy kadr z Bagdadu – dwie gigantyczne ręce, trzymające miecze, które krzyżują się nad aleją. To monument zamówiony przez Saddama Husajna po wojnie iracko-irańskiej, odsłonięty w 1989 roku, jako symbol „zwycięstwa” Iraku w tym konflikcie. Ręce odlano na podstawie odlewów jego własnych dłoni, a miecze mają po ok. 40 metrów długości. Sam łuk jest wejściem na teren ogromnego placu defilad – Grand Festivities Square.
Całość stoi na terenie tzw. Green Zone: mocno strzeżonej dzielnicy rządowo-ambasadorskiej w centrum Bagdadu. To właśnie ten obszar, o którym pisaliśmy już w artykule o samym mieście: dużo wojska, dużo checkpointów, sporo ograniczeń w dostępie.
I teraz ważna rzecz z perspektywy kogoś, kto chciałby to zobaczyć „po ludzku”: nie przejdziecie spacerem od strony parku Al-Zawraa pod sam Łuk, sensowna opcja to dojechać samochodem – np. Careemem spod najbliższego checkpointu. Obecnie główna droga przez Green Zone jest przejezdna, można po prostu przejechać pod łukiem, ale służby niechętnie patrzą na to, żeby ktoś sobie wysiadał i kręcił się w okolicy.
My zrobiliśmy klasyczny „błąd pierwszego razu”: kierowca wysadził nas dosłownie obok łuku, szybko strzeliliśmy jedno zdjęcie… i po chwili podeszli wojskowi, żeby sprawdzić, co my tam właściwie kombinujemy. Nie było agresji, raczej standardowa kontrola, ale sam fakt, że stoi się z aparatem pod jednym z najbardziej wrażliwych symbolicznie monumentów w Green Zone, nie jest najlepszym pomysłem. Z dzisiejszej perspektywy: lepiej zrobić zdjęcie z auta, jeśli już, i nie wysiadać bez wyraźnego „ok” od służb.
Tuż obok znajduje się też Pomnik Nieznanego Żołnierza – monumentalna, futurystyczna konstrukcja z lat 80., poświęcona poległym irackim żołnierzom. Zaprojektowali go iracki rzeźbiarz Khaled al-Rahal i włoski architekt Marcello D’Olivo; pod kopułą jest nawet podziemne muzeum. Dla nas – niestety zero wejścia. Zatrzymaliśmy się w okolicy, ale teren był zamknięty, dostęp kontrolowany, więc obeszło się na oglądaniu z dystansu.
Sam Łuk jest częścią wspomnianego wyżej Placu Wielkich Uroczystości. To ogromny plac defilad, zbudowany w latach 80. na skraju parku Al-Zawraa jako główne miejsce parad wojskowych i państwowych uroczystości. Po 2003 roku teren długo był praktycznie martwy, później częściowo zamknięty, ale w 2010-2011 monumenty odrestaurowano, a sama przestrzeń zaczęła wracać do życia.
Dziś Grand Festivities Square znowu jest miejscem dużych wydarzeń – odbywają się tam festiwale, koncerty, a także demonstracje i wiece polityczne.
Baghdad Tower
ar. برج بغداد / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Charakterystyczny, smukły maszt z talerzem na górze – trochę jak młodsza kuzynka Canada National Tower czy wieży telewizyjnej w Berlinie. Pierwotnie nazywała się International Saddam Tower i powstała w 1994 roku, po tym jak poprzednią wieżę łączności zniszczono podczas wojny w Zatoce. Ma ok. 204 metrów wysokości i łączyła dwie funkcje: telekomunikacyjną oraz „ludzką” – na górze była obrotowa restauracja i taras widokowy.
Po 2003 roku wieża dostała nowe życie i nową nazwę: Baghdad Tower. Przez lata była zajęta przez amerykańskie wojsko, później odremontowana, ale otwieranie jej dla ludzi szło mocno na raty. Co jakiś czas pojawiały się zapowiedzi ponownego uruchomienia restauracji i tarasu, robiono event z włączeniem świateł, były oficjalne wizyty polityków… i znowu cisza. Jeszcze w 2020 roku lokalne media i zagraniczne artykuły pisały, że wieża (mimo wielu planów) nadal jest w praktyce zamknięta na co dzień, trochę jak metafora tego, jak trudno w Iraku doprowadzić duże projekty do końca.
Wieża stoi na obrzeżach Green Zone, w dzielnicy Karkh, w mocno strzeżonym obszarze blisko ważnych budynków rządowych i kompleksu wywiadu (Intelligence Center Harthiya). Teren jest mocno obstawiony i ograniczony pod względem dostępu.
Ulica Al Rasheed
📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Na Al Rasheed podjechaliśmy wieczorem, też z polecenia – kilka osób pisało do nas na Instagramie, że „koniecznie, klimat starego Bagdadu, no i Zaza Café”. Wysiadamy z taksówki, patrzymy dookoła i pierwsza myśl jest szczerze: „wtf, gdzie my jesteśmy?”. Wzdłuż ulicy ciągną się zrujnowane, przygaszone kamienice, część jakby czekała na remont od kilkudziesięciu lat. Do tego słabe oświetlenie, więc całość ma taki lekko postapokaliptyczny vibe.
Dopiero jak chwilę się przejdzie i oswoi z mrokiem, zaczyna się układać obraz całości. Al Rasheed to nie byle jaka ulica – to jedna z najstarszych i najważniejszych arterii Bagdadu, wytyczona jeszcze za czasów osmańskich na początku XX wieku, a potem ochrzczona imieniem kalifa Haruna ar-Raszida. Przez dziesięciolecia była sercem miasta: kawiarnie, kina, księgarnie, meczety, spotkania artystów, poetów, polityczne dyskusje.
Potem przyszły wojny, sankcje, kryzysy i ulica zaczęła się rozpadać – dosłownie. Zawalone arkady, odpadające fasady, lokale zamknięte na głucho. Jeszcze kilka lat temu lokalne media pisały o Al Rasheed jako o „cieniu samej siebie”, a historyczne budynki realnie groziły zawaleniem.
Dobra wiadomość jest taka, że od 2024–2025 roku coś się wreszcie ruszyło. Ruszył duży projekt rewitalizacji ulicy – najpierw odcinka między placem al-Maidan a placem Ma’ruf al-Rusafi. W planach jest odnowienie fasad, uporządkowanie arkad, a nawet tramwaj biegnący środkiem ulicy. Pierwsza faza prac ma się ku końcowi, a iracki rząd chwali się, że chce z Al Rasheed zrobić znów wizytówkę miasta, a nie tylko miejsce na historyczne zdjęcia „przed i po”.
Na ulicy obok Zaza Café czuliśmy się generalnie bezpiecznie – co jakiś czas przejeżdżał patrol wojska albo stał radiowóz, ludzie siedzieli w kawiarni, ktoś szedł z zakupami. Dziwnie było głównie przez to, jak ciemno jest między budynkami i jak mocno widać kontrast między dawną świetnością a obecnym stanem.
Ulica Mutanabbi
📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Kilka minut spacerem od Zaza Café robi się zupełnie inny świat. Wchodzisz w Mutanabbi Street i nagle – bum, życie aż buzuje. Gdzie przed chwilą na Al Rasheed było półmrocznie i trochę „postapo”, tutaj masz książki, ludzi, kawiarnie, dzieciaki, zapach herbaty i papierosów, rozmowy z każdej strony.
Mutanabbi to historyczne centrum handlu książkami w Bagdadzie – ulica, która od czasów Abbasydów była pierwszym „księgarskim” rynkiem miasta. Dziś na niecałym kilometrze upchane są księgarnie, stoiska z używanymi książkami, podręcznikami, poezją, polityką, wszystkim. W wielu źródłach opisują ją jako „serce i duszę bagdadzkiej inteligencji” – miejsce, gdzie od dekad spotykali się pisarze, poeci, studenci, dysydenci i cała miejska „głowa myśląca”.
Obok wchodzi jeszcze jeden świat: bazar. To już mniej romantyczny kadr – sporo taniej chińszczyzny, plastików, pierdół codziennego użytku. Dla nas to było trochę „ok, widzieliśmy”, ale same książkowe alejki robią zdecydowanie większe wrażenie niż stos tanich zabawek.
Na końcu ulicy warto jeszcze zerknąć do Shabandar Café – jednej z najbardziej kultowych kawiarni w Iraku. Działa tu od 1917 roku i od zawsze była miejscem spotkań pisarzy, polityków i całej bagdadzkiej „inteligenckiej” ekipy. W 2007 roku kawiarnia została niemal doszczętnie zniszczona w zamachu bombowym na Mutanabbi Street – zginęło wtedy ponad 30 osób, w tym czterech synów i wnuk właściciela. Mimo tej tragedii Shabandar odbudowano, a dziś działa dalej jako symbol uporu i tego, że bagdadzka kultura – choć mocno poturbowana – wciąż trzyma się na nogach.
Meczet Al-Kazimijja
ar. مسجد ال ياسين / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Do Kadhimijji my już nie dotarliśmy, ale jeśli mielibyśmy wskazać jedno miejsce w Bagdadzie, które najczęściej pojawia się w relacjach z miasta – to właśnie ten meczet.
To serce szyickiego Bagdadu: kompleks Al-Kadhimiya Mosque (Al-Kadhimayn Shrine) z ogromnymi złotymi kopułami i minaretami, w dzielnicy Kadhimiyya na północ od centrum. W środku spoczywają dwaj bardzo ważni imamowie szyiccy – Musa al-Kadhim (7. imam) i jego wnuk Muhammad al-Jawad (9. imam), dlatego to jedno z najświętszych miejsc szyitów w Iraku i w ogóle na świecie. Sanktuarium przyciąga co roku miliony pielgrzymów z całego kraju i z zagranicy.
Architektonicznie to już pełny złoty wypas: dwie wielkie, pozłacane kopuły, cztery wysokie minarety (też w złocie), do tego lśniące płytki, lustra, kaligrafia i ogromny dziedziniec, który w czasie świąt religijnych zamienia się w morze ludzi. W relacjach podróżników pojawia się często to samo zdanie: po przejściu przez bazar i bramki nagle wchodzisz w jasną, złotą przestrzeń, która robi po prostu „wow”.
Obowiązuje tu bardzo ścisłe bezpieczeństwo: przechodzi się przez kilka warstw kontroli, bramki, mijasz policję i służby świątynne. W pewnym momencie trzeba zostawić telefon i aparat przed wejściem do właściwej części sanktuarium: są do tego specjalne depozyty i szafki. Do tego dochodzi skala: w piątki i podczas świąt tłum potrafi być naprawdę ogromny, więc poruszanie się przypomina bardziej bycie niesionym przez rzekę ludzi niż spokojny spacer po świątyni.
Warto też mieć z tyłu głowy kilka rzeczy przed wizytą: strój musi być maksymalnie skromny – kobiety z zakrytymi włosami i w luźnych ubraniach, mężczyźni w długich spodniach i z zakrytymi ramionami.
Pomnik Irackich Męczenników
ar. نصب الشهيد العراقي / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
U nas ten punkt wyglądał bardzo „po iracku”: podjechaliśmy, zobaczyliśmy monumentalną turkusową kopułę, podjaraliśmy się kadrem… i usłyszeliśmy, że wejścia nie ma, bo „trwają prace renowacyjne”. Z relacji innych podróżników wiemy, że ten tekst pada tam wyjątkowo często i nie zawsze ma cokolwiek wspólnego z realnym remontem. Raz ktoś wejdzie z lokalnym przewodnikiem, raz grupa ma „znajomego w środku”, innym razem wszyscy są zawracani sprzed bramy. My trafiliśmy akurat do tej ostatniej kategorii.
Na zewnątrz jednak też robi wrażenie. Pomnik Irackich Męczenników (Al-Shaheed Monument) to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Bagdadu. Powstał w 1983 roku jako oficjalne upamiętnienie żołnierzy poległych w wojnie iracko–irańskiej, ale z czasem zaczął być traktowany szerzej – jako hołd dla wszystkich irackich „męczenników”, niezależnie od konfliktu. Zaprojektował go rzeźbiarz Ismail Fatah al-Turk razem z architektem Samanem Kamalem.
Na środku sztucznego jeziora stoi okrągła platforma, a na niej ogromna, około 40-metrowa kopuła z turkusowych płytek. Kopuła jest rozcięta na pół i przesunięta, więc z jednej strony wygląda jak pełna, a z innej jak dwa otwarte skrzydła. W szczelinie między nimi znajduje się symboliczny płomień, a z wnętrza wychodzi maszt z flagą Iraku. Rozcięta kopuła to moment śmierci, łuk otwierający się ku górze to droga duszy, woda wokół ma przypominać o krwi przelanej w wojnie.
Tak Kisra
ar. طاق كسرى(تیسفون) / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
To był dla nas klasyk w stylu „prawie się udało”. Kolejne miejsce, gdzie na wejściu usłyszeliśmy, że trwają prace konserwacyjne, więc nie można w ogóle nawet zrobić zdjęcia zza ogrodzenia… Dzień później widzimy na grupie innego podróżnika fotę spod samego łuku i tylko ręce opadają. W Iraku „renowacja” bywa trochę słowem wytrychem. Czasem faktycznie coś się dzieje, a czasem to po prostu wygodny komunikat, żeby nikt się nie kręcił bez zaproszenia.
Taq Kisra, to pozostałość po pałacu z czasów imperium Sasanidów. Monument stoi w miejscu dawnej stolicy Ctezyfon, w Al-Mada’in, około 30–40 kilometrów na południe od Bagdadu, niedaleko miasta Salman Pak. To, co dziś oglądamy, to ogromna ceglana hala z jednym z największych na świecie ceglanych łuków bez wzmocnień: około 37 metrów wysokości i 25–26 metrów szerokości. Była to kiedyś fasada sali audiencyjnej, czyli w praktyce tronowa „scena” dla perskich władców.
Przez ostatnie dekady Taq Kisra miało naprawdę pod górkę. Częściowe zawalenia, powodzie, niedokończone remonty, lata zaniedbań. W 2017 roku zakończono większą renowację, ale już w 2019 i 2020 roku kolejne fragmenty łuku się osunęły, więc temat zabezpieczenia wrócił na poważnie. Od tamtej pory różne instytucje i fundacje robią projekty ratunkowe, ale w praktyce dla turysty efekt jest taki, że oficjalnie miejsce bywa zamknięte i traktowane jako „w trakcie prac”.
Z praktycznych rzeczy. Nawigacja potrafi prowadzić do bocznego wjazdu przez wiejskie drogi, co nie zawsze jest najlepszym pomysłem. Warto przed wyjazdem sprawdzić na mapie, z której strony faktycznie jest główne wejście, a zaczyna teren zabytku. Jeśli jedziesz od strony Al-Salam Bridge, po drodze jest checkpoint. Wystarczy spokojnie powiedzieć, że jedziesz do Taq Kisra i w normalnych warunkach wszystko jest w porządku.
Brama Isztar w Babilonie
ar. بوابة عشتار / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Jeżeli przyjechaliście tu swoim pojazdem, albo wynajęliście samochód, to do Babilonu można bez problemu dojechać na własną rękę. My lecieliśmy autostradą nr 1. Asfalt jest w miarę ok, ale zdarzają się koleiny i łatane fragmenty, więc 120 km/h to sensowny max. Potem odbija się na drogę Hilla-Kish, ewentualnie, jeśli Waze was inaczej pokieruje, wcześniej na spokojniejszą drogę nr 8. My trafiliśmy właśnie na ten drugi wariant.
Tu zrobiło się ciekawie. Przed wjazdem do Prowincji Babilon był checkpoint, na którym nagle zrobiło się bardzo „ciepło”. Zostaliśmy poproszeni do pokoju jakiegoś supervisora, paszporty zniknęły za biurkiem, a my usłyszeliśmy klasyczne „sit, wait”. Pan, który trzymał nasze dokumenty, dopytywał: po co tu przyjechaliśmy, czy mamy nocleg, skąd jesteśmy, gdzie pracujemy, czy jesteśmy youtuberami. Przez chwilę atmosfera była mocno podejrzliwa, ale kiedy wyjaśniliśmy, że śpimy w Bagdadzie, nie mamy ze sobą rzeczy i po prostu chcemy zobaczyć Babilon, wszystko się rozluźniło. Finalnie wyszło na to, że bardziej chcieli nam pomóc ogarnąć niż nas grillować.
Skończyło się wspólnym zdjęciem, wodą na drogę i tekstem „welcome in Iraq”. Ja byłem zlany potem ze stresu i 41°C, Jadzia twierdzi, że w ogóle się nie bała… jasne. XD
Wejście do kompleksu jest płatne. Dla cudzoziemców standardem jest obecnie ok. 25 000 IQD za osobę, czyli mniej więcej te nasze 70 zł przy aktualnym kursie.
Jak na irackie realia to sporo, zwłaszcza że na miejscu nie dostaje się rozbudowanego muzeum, tylko raczej „tu są mury, to jest rekonstrukcja, tu był pałac”. A.. no i można kartą zapłacić – szok 😂. Pan sprzedający bilety jak powiedzieliśmy mu, że przyjechaliśmy z Polski – to przywitał nas mówiąc „dzień dobry”. Powiedział, że było tu bardzo dużo Polaków podczas wojny i nauczyli go tego 😆.
To nie wzięło się znikąd. Po 2003 roku na terenie ruin i w ich bezpośrednim sąsiedztwie działała baza „Camp Babylon” – najpierw amerykańska, potem przekazana pod dowództwo polskie w ramach wielonarodowej dywizji. Ta obecność wojsk niestety mocno odbiła się na stanowisku archeologicznym. Raporty British Museum i UNESCO wprost pisały o uszkodzeniach murów, wyrównywaniu terenu pod lądowisko dla śmigłowców i ciężkie pojazdy.
A sama Brama Isztar na miejscu? To nie jest ta „prawdziwa” z muzeów w Berlinie, tylko rekonstrukcja w skali zbliżonej do oryginału, zbudowana w XX wieku przez irackie władze na podstawie wykopalisk i zachowanych fragmentów.
Oryginalne, antyczne cegły z glazurowanymi bykami i smokami stoją w dużej części w Pergamonmuseum, tutaj macie „nową” bramę z niebieskich płytek i odtworzonymi reliefami. Mimo tego, kiedy staje się przed nią, dalej robi wrażenie.
Cały kompleks Babilonu to dziś miks:
- autentycznych ruin dawnej stolicy imperium nowobabilońskiego, wpisanej na listę UNESCO w 2019 roku,
- rekonstrukcji z czasów Saddama Husajna, który mocno „podnosił” mury i pałace,
- śladów po obecności wojsk koalicji.
Poza Bramą Isztar przejdziecie się wzdłuż murów, po rekonstrukcji ulicy procesyjnej, zobaczycie fundamenty pałaców. Na części ścian dalej można trafić na antyamerykańskie napisy zostawione przez Irakijczyków po 2003 roku. Informacji „co jest czym” nie ma dramatycznie dużo, więc warto wcześniej poczytać albo złapać sensownego przewodnika, zamiast kręcić się bez celu.
Iracki Pałac Saddama Hussaina w Babilonie
ar. قصر العراق في منتجع بابل / 📌 Pinezka na Google Maps – kliknij tutaj.
Niestety, to kolejny obiekt z serii „jak nie masz kontaktów, to widzisz tylko z daleka”. Bardzo chcieliśmy wejść do środka – po tylu filmach z YouTube aż się prosiło, żeby to zobaczyć na własne oczy. Na miejscu usłyszeliśmy, że pałac jest zamknięty, bo robią porządki i prace konserwacyjne. Klasyk.
Żeby było jasne – to nie jest tak, że jedziemy „podziwiać Saddama”. To kawał bardzo świeżej historii Iraku, z całym bagażem zniszczeń i decyzji, które odbiły się też na samym Babilonie. Pałac stoi na sztucznie usypanym wzgórzu, zwanym potocznie „Saddam Hill”. W latach 80. w tym miejscu zrównano z ziemią wioskę Qawarish, żeby dyktator mógł mieć swoją rezydencję z widokiem na ruiny starożytnego miasta i na Eufrat. Budynek jest zbudowany trochę w stylu „nowoczesnego zigguratu”: masywna bryła, tarasy, monumentalne schody, wnętrza z marmurem i wysokimi sufitami.
Po 2003 roku pałac przeszedł w ręce wojsk koalicji. Służył jako baza dla Amerykanów, a w różnych relacjach przewijają się też wzmianki o obecności polskich żołnierzy – stąd do dziś w środku są ślady po wojsku, graffiti, napisy na ścianach, prowizoryczne instalacje. Stan na ostatnie lata: konstrukcyjnie pałac stoi, ale widać dewastację, obdrapane ściany. Były pomysły, żeby zrobić tu muzeum lub część centrum archeologicznego Babilonu, ale jak na razie kończy się raczej na planach niż na realnym otwarciu dla zwykłych turystów.
Podsumowanie
Zwiedzanie tego kraju jest niewątpliwie wyzwaniem – wiele miejsc pozostaje niedostępnych nawet dla zwykłego zdjęcia, co odzwierciedla ciągły lęk władz o bezpieczeństwo. Z jednej strony władze obawiają się, by nie doszło do żadnych incydentów, z drugiej brakuje im zrozumienia, czym jest turystyka i jak naturalna jest ciekawość odwiedzających. Świadczy o tym choćby fakt, że podróżując lądem od strony Jordanii, zagraniczni turyści otrzymują eskortę policyjną lub wojskową dla własnego bezpieczeństwa. Nie mówimy tu jednak o masowej turystyce, lecz o poznawaniu historii kraju, który przez dekady niemal nieprzerwanie nękały konflikty i wojny.
Niestety, brakuje spójnej polityki nastawionej na odbudowę i udostępnianie tych zabytków. Wewnętrzne podziały polityczne: rywalizacja szyitów, sunnitów i Kurdów – powodują chaos oraz brak wspólnego działania dla dobra kraju. Ministerstwo odpowiedzialne za kulturę i turystykę bywało traktowane bardziej jako polityczny łup rozdawany między frakcje niż instytucja służąca ochronie dziedzictwa, przez co pozostawało słabe i niedofinansowane. Efekt jest taki, że wiele skarbów dziedzictwa popada w ruinę: brakuje funduszy na zabezpieczanie i rekonstrukcję stanowisk archeologicznych, liczne muzea pozostają zamknięte, a zabytkowe obiekty niszczeją bez należytej opieki.
Każdy, kto tu przyjeżdża, musi wiedzieć, dokąd jedzie i zaakceptować zastane realia. Warto mimo wszystko poznawać tutejszych ludzi – są szczerzy i gościnni, a zwykła rozmowa (choćby przy pomocy tłumacza w telefonie) potrafi przełamać bariery i wiele nauczyć. Ta podróż skłania do refleksji o życiu: wyraźnie widać, że brak wspólnego działania na rzecz kraju odbija się nie tylko na turystyce, ale i na codziennym życiu mieszkańców. Pozostajemy z przemyśleniem, ile ten kraj mógłby zyskać – mając tak bogatą historię i tak wspaniałych ludzi – gdyby ponad podziałami udało się wspólnie zadbać o jego przyszłość.